Lulusz srulusz czy inny dupulusz..
Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.



 
IndeksIndeks  Latest imagesLatest images  SzukajSzukaj  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  

 

 Stap moving and gimme yo mone!

Go down 
2 posters
Idź do strony : 1, 2, 3  Next
AutorWiadomość
Himo
Admin
Himo


Liczba postów : 250
Join date : 31/08/2012
Age : 30
Skąd : Z nienacka.

Stap moving and gimme yo mone! Empty
PisanieTemat: Stap moving and gimme yo mone!   Stap moving and gimme yo mone! EmptyWto Lut 21, 2017 12:41 pm

Stap moving and gimme yo mone! Ezgif.com-video-to-gif_zpsqejrg5nd

Liam nie do końca spodziewał się, ze kolejną pobudkę zaliczy nadal w świecie żywych. A jednak obudził się będąc całkiem pewnym, ze nie jest to ani trochę to Piekła nie przypomina. W Niebo jakoś nie wierzył. A przynajmniej niezbyt wierzył w siebie w Raju.
Odkaszlnął i rozejrzał się dookoła. Nie wyglądało na to, żeby był w więzieniu, co w gruncie rzeczy nie zgadzało się z kalkulacjami. Skoro nie zwinęły go tamte wilkołaki, to powinna policja...
Zupełnie nagle poderwał się i zaczął panicznie , chaotycznie czegoś szukać.

Jego życie właściwie obracało się wokół skakania wokół chorych, rannych wilkołaków, wampirów, rusałek i reszty tałatajstwa. Nie raz nie dwa odwiedzał liczne, zamieszkujące Waszyngton rodziny, które potrzebowały jego pomocy, negocjował, leczył, wzywał zmarłych. Nie sądził, że wiele rzeczy może go zaskoczyć.
Ale, cholera jasna, jeszcze nigdy nie znalazł nieprzytomnego, rannego i chyba naćpanego wampira na środku swojego własnego kawałka lasu. W południe.
Przyciągnięcie go do domu kosztowało Thomasa zdecydowanie zbyt wiele czasu i nerwów, (Niby mordowanie Emisariuszy nie było jakoś specjalnie dobrze widziane, ale głodny, ranny wampir... Nic dziwnego, że Tom trochę się denerwował. Ociupinkę.), ale w końcu udało się przetransportować obcego jegomościa do swojego domu, opatrzyć jego rany i doprowadzić go do niewielkiego pokoju gościnnego.
Pomieszczenie zdecydowanie nie przypominało celi: przyjemnie jasne ściany w kolorze kawy z mlekiem, całkiem wygodne, spore łóżko, drewniane, udające antyki meble, firanki w oknach... Nic wyjątkowego. Może poza tym jednym regałem, na którego półkach stały prawdziwe, papierowe książki. I tym zawczasu przygotowanym woreczkiem krwi na szafce nocnej.
Wciąż: to na szczęście nie było więzienie. Wyjść z pokoju się co prawda nie dało, Thomas nie był aż tak naiwny, żeby nie zostawić tutaj chociaż kilku sprytnie ukrytych uroków, ale poza tym... Nie było wcale tak źle.
A mimo to wampir, kiedy się obudził, swoim szamotaniem się narobił takiego hałasu, że gospodarz prawie pobiegł na górę.
- Uspokój się! Wszystko jest w porządku, jesteś tutaj bezpieczny! Jestem Emisariuszem, znalazłem cię i zabrałem do swojego domu!
no.... Tak. To teraz pozostawało tylko mieć nadzieję, że obcy jegomość postanowi posłuchać.

Gdzie jest mój worek?! Potrzebuję mojego worka! - podrzucił kołdrę, znów rozejrzał się dookoła, aż w końcu spełzł z łóżka i postanowił zajrzeć pod nie.
I chuj. Nie znalazł worka. Najprawdopodobniej zajrzenie do szafki pozostawił na odległą przyszłość. Przecież to idiotyczne - odłożyć tą garstkę rzeczy gościa w oczywiste, bezpieczne miejsce.
To wszystko było dość... osobliwe. Nieprzytomny wampir nie tylko nie miał nigdzie swojego Identyfikatora, ale w zasadzie nie miał nic, poza tym, co zmieściło się w kieszeniach kurtki - stary, rozpadający się modlitewnik zapisany w niemieckim gotyku i sądząc po wpisie na okładce należący do Wolfganga Kurza, trochę zawilgocony worek z ziemią i kilka skrętów. Nawet chłopak zapalniczki się nie dorobił.
- Wielkie dzięki za ratunek i w ogóle, ale ja POTRZEBUJĘ mojego worka. - jęknął potępieńczo i potarł mocno twarz.
Odsunął ręce, uszczypnął się w podstawę nosa i znów jęknął.
- Wyciągnąłeś mi kolczyki?! Dlaczego?!


Okej. Nie tego się spodziewał. Kompletnie nie tego. Może trochę więcej... Paniki? Nieufności? Cóż. To ułatwiało sprawę.
Thomas odgarnął włosy do tyłu i z niedowierzaniem pokręcił głową. Ratujesz gościa z objęć śmierci, a on się martwi o kolczyki... Dobry system wartości.
- Spokojnie, wszystko co miałeś przy sobie też jest bezpieczne. Niczego ci nie zabrałem. Twój worek jest w szafce. Wiem, że to takie zupełnie nieoczywiste i powinienem był schować go w jakiejś piwnicy na drugim końcu stanu, razem z kolczykami, których w ogóle nie dotykałem i nie wiem co się z nimi stało, a potem wykorzystać to wszystko do szantażu, ale najwyraźniej nie jestem zbyt oryginalny.
Otworzył drzwi na pełną szerokość, oparł się o ościeżnicę i skrzyżował ręce na piersi.
- Zostawiłem ci trochę krwi. Wypij. A w międzyczasie... Możesz mi powiedzieć, gdzie jest twój identyfikator? I jak, u diabła, znalazłeś się na moim zadupiu?


- Blizej, niż wracanie do domu... - mruknął pod nosem i otworzył szafkę, by wyciągnąć worek.
Był chyba zszyty ze starej zasłony, sądząc po kwiecistym wzorze i niemal ozdobnym, złotym sznurku. Brunet przytulił go jak dziecko przytula ulubionego misia i westchnął ciężko. Stanowczo się uspokoił.
Podniósł się z podłogi, usiadł na łóżku i sięgnął po woreczek. Przebił rurką i pociągnął kilka łyków, przytrzymując jednocześnie worek z ziemią na poparzonym słońcem przedramieniu. Do tej pory nie bardzo chciał się goić - aż cała tajemnica nie rozwiązała się z pomocą worka. Był najwidoczniej nieodzowny w całym procesie.
- Identyfi... a. Ta fancy-srancy bransoletka, którą dostajesz od rządu? Nie wiem. Nie mam. - wzruszył ramionami i znów pociągnął kilka łyków z woreczka. - I ten... szukałem Boga.

Thomas zmarszczył brwi. Zrozumienie tego co mówi obcy jegomość było co najmniej problematyczne. Miał bardzo silny akcent, mówił bardzo szybko i wygadywał kompletne bzdury.
Kto normalny tak po prostu gubił identyfikator? I szukał Boga w lesie?
Posłał wampirowi kompletnie skonsternowane spojrzenie.
- Szukałeś Boga. W lesie pod Waszyngtonem. Nie mogłeś po prostu... nie wiem, pójść do kościoła?
Thomas zdecydował, że wampir prawie na pewno nie zamierza nigdzie uciekać, ani tym bardziej robić mu krzywdy, więc odważył się do niego podejść, ostrożnie chwycić go za podbródek i krytycznie przyjrzeć się paskudnemu rozcięciu na skroni. Wcześniej, czego by nie robił, rana nie chciała choćby zacząć się goić: teraz zasklepiała się na jego oczach.
- No proszę... - wymruczał pod nosem, z zastanowieniem przenosząc wzrok na przedramię, które stopniowo znikało, zastępowane przez zdrową skórę.
- Co jest w tym worku? I jakim cudem zgubiłeś identyfikator? Będę musiał cię zabrać do Departamentu, zgłosić twoją obecność. I masz w ogóle jakieś imię?

- A ty nie zadajesz za dużo pytań? - zmarszczył brwi i przycisnął worek do skroni.
Westchnął i wyciągnął się na łóżku, poprawił sobie poduszkę tak, by wygodniej było się opierać o wezgłowie
- Nic nie zgubiłem. - potarł nos wpatrując się w swoje stopy.
Zdrowa skóra, która powoli zastępowała poparzenia okazała się pokryta całkiem pokaźną kolekcją lepiej i gorzej wykonanych tatuaży, z których znacząca większość albo kojarzyła się z ulicznymi gangami, albo była po prostu niecenzuralna.
- Szukałem Boga, bo trzeba mieć w życiu jakiś cel, nie? Bez Jessiego to już nie to samo, ale zawsze coś. W lesie też może siedzieć. Skurwysyn nieźle się zaszył. Znaczy... jak mnie młody zostawił, to myślałem, żeby stąd wypierdalać, wrócić do domu, pogadać z Bunią, ona zawsze wiedziała co robić. Ale wtedy się okazało, że musiałbym mieć bransoletkę. Nie podoba mi się to. No to zostałem tutaj. Żeby szukać Boga. Ale totalnie nie mogę teraz zgubić worka. To by było kompletnie do dupy.

- Nie, to dopiero początek zadawania pytań - oświadczył poważnie, a już moment później posłał wampirowi oszczędny uśmiech.
- Znalazłem na swojej posesji nieprzytomnego, solidnie poturbowanego, niezarejestrowanego wampira. Powinienem cię zgłosić, a nie zabierać do swojego domu. Mam pełne prawo wiedzieć co się dzieje.
Puścił rękę wampira i przysiadł na skraju łóżka.
- Nie będę wnikać w to, czemu twierdzisz, że Bóg chowa się w moim lesie. Ani w to kim jest Jesse. Ale naprawdę mnie ciekawi jakim cudem udało ci się unikać zarejestrowania? Zwłaszcza, że najwyraźniej chcesz opuścić Stany? I czemu nie możesz zgubić worka?
To wszystko było co najmniej pokręcone. Tom nie był jakimś ekspertem od wampirów, nie znał ich zwyczajów (zdecydowanie więcej czasu spędzał z wilkołakami) ale ten tutaj... Ten tutaj łamał wszystkie znane lekarzowi stereotypy.
- Jestem Thomas, tak przy okazji - wyciągnął przed siebie prawą dłoń.

- Nie wiem czy w domu byłoby lepiej. Wiesz, z całą miłością, ale w Dublinie nie mamy tej całej wampiroprzyjaznej polityki. Ale mamy sporo szitu z worka. - ostatecznie odłożył wspomniany worek na łóżko i przeczesał palcami włosy.
Niezwykła mieszanka starego pyłu i kosmetyków do stylizacji. Higieniczny truposz. Stylowy.
- Nie chcę sie rejestrować. Wtedy zawsze pojawia się tylko więcej pytań. - dopił krew, spojrzał na plastikowe opakowanie i bez najmniejszego zażenowania wyrzucił je na podłogę. - I mówią mi czego nie mogę. Gówniarzeria mi mowi. To ja pukałem twoją babkę, a ty mi będziesz mówił, ze nie mogę?

Westchnął ze źle skrywanym poirytowaniem. Wampir zachowywał się jak rozwydrzony gówniarz. Zero jakiejkolwiek wdzięczności.
- Jesteś niemożliwy - blondyn (?? chyba? Na arcie taki siwoblond...) cofnął dłoń. Nie, to nie.
Schylił się i podniósł z podłogi woreczek po krwi.
- Wątpię, że pukałeś moją babkę. Miała swoje standardy. Wątpię, że uwzględniały kogoś, kto przypomina ścianę w męskim kiblu - Thomas zmierzył wampira krytycznym wzrokiem. Wcale nie miał ochoty użerać się z kimś tak bezczelnym, ale wiedział, cholera jasna, wiedział, że jeśli teraz tak po prostu każe mu wyjść, to będzie go gryzło sumienie.
- Powinieneś skorzystać z mojej łazienki. Coś mi mówi, że dawno nie oglądałeś prysznica. Mogę ci dać jakieś swoje ubrania i przynieść jeszcze trochę krwi, jeśli jej potrzebujesz.
Zerknął na swój identyfikator. Trzeba było jeszcze zgłosić faceta FBI. Nie było jeszcze 18, biuro ciągle pracowało, jakby się pospieszyć, to dostaliby informację jeszcze dzisiaj...
- Lazienka jest tam - kiwnął głową w stronę korytarza i zerwał z drzwi sypialnianych niewielką, żółtą karteczkę, na której było nabazgrolonych kilka krzaczastych znaczków. - Pierwsze drzwi na lewo.

Wampir podziękował za ubrania wspominając coś o rozmiarze i pastelowych kolorach, po czym faktycznie uznał, że zniknięcie na dobre pół godziny w łazience nie jest znowu takim złym pomysłem. Po tym czasie Thomas miał w domu półnagiego wampira i całą skromną kolekcję jego ubrań rozłożoną na kaloryferze. W towarzystwie tych lekko zawilgotniałych skrętów.
Trzymając jednego z nich brunet zjawił się po jakimś czasie w drzwiach, oparł o futrynę i chwilę wpatrywał w emisariusza. Była możliwość, że usiłował w jakiś sposób domyśleć się czegoś o swoim wybawcy. Była też możliwość, ze był pierwszym znanym Tomowi wampirem z wadą wzroku...
- Chyba byłem strasznie niemiły dla gościa, który uratował moją dupę. Mimo tego, że żywię się na jego gatunku... Dzięki stary. Jestem Liam. - wyciągnął rękę (w którymś etapie swojego życia uznał za cholernie zabawne wytatuowanie na wewnętrznej stronie dłoni "Hi") prawdopodobnie chcąc, by siwy ją uścisnął. - Masz ogień?

Koniec końców, na razie powstrzymał się od informowania biura o sytuacji. Nie chciał robić niczego tylko z powodu poirytowania. Może była jeszcze szansa na załatwienie tego wszystkiego po ludzku.
Poszedł do kuchni, wymieszał w filiżance co najmniej pięć rodzajów ziół, dosypał podejrzanie wyglądającego, niebieskawego proszku i zalał wszystko wrzątkiem. Herbatka nie pachniała specjalnie zachęcająco, leki w ogóle rzadko kiedy pachniały albo smakowały dobrze, ale siwy nie miał większego wyjścia. Pijał już gorsze rzeczy.
Miał w domu tylko ten jeden woreczek krwi transfuzyjnej, i to w zasadzie z przypadku, a skoro już zamierzał oddać wampirowi trochę swojej własnej, to mógł przy okazji zadbać o to, żeby bezczelny gnojek na pewno wyzdrowiał do końca.
Kiedy brunet pojawił się w drzwiach, emisariusz właśnie kończył pić swoją miksturkę.
- Zachowałeś się jak skończony dupek, owszem - kiwnął głową, ale już moment później uścisnął dłoń wampira. - Myślę, że jakoś to przeżyję. Jak chcesz jarać to gówno, to zmiataj na werandę. Jest zacieniona, nic ci się nie stanie.
Wstał od stołu, odstawił filiżankę do zlewu i zaczął grzebać w szufladzie. Po chwili wyjął z niej zapałki.
Zapałki. Facet trzymał w domu książki i zapałki. Totalne zacofanie...
- I załóż coś na siebie. Przecież zostawiłem ci ubrania. Coś z nimi nie tak?

- Wziąłem spodnie. Turlaj dropsa. - mruknął wsuwając rękę w kieszeń spodni i wędrując w kierunku, który zdawal miły się wyjściem z domu.
Nie był zbyt świadom ostatnio przechodząc próg domu emisariusza, wiec ostatecznie wylądował w... Spiżarni? Zanotował tylko słoiki, coś wiszącego z sufitu i zapach podobny do marihuany... Zaraz po tym został wyciągnięty za fraki jak małe kocię i wygnany pod nadzorem na werandę. Tyle dobrze, ze zdążył założyć okulary przeciwsloneczne.
- Geez... Ale ty nerwowy! - nachylił się, włożył do ust skręta i usiłował odpalić zapałkę.
Dwie zastrajkowały, jedna się złamała, a kolejna zgasła nie zapalając skręta. Wampir zaklął soczyście, wsadził emisariuszowi zapałki w rękę i sam wystawił dłoń za werandę tak, by słońce liznęło czubek palca, który po chwili zajął się płomieniem. Wampir odpalił skręta i zaciągając się zgasił palec machając nim w powietrzu.
- Masz książki, odpalasz zapałkami, pewnie masz nawet kuchenkę na gaz. Mieszkasz w lepienia zadupiu i masz swój rewir. Co z ciebie za jebane dziwadło?

Wywrocil oczami, ale już więcej nie skomentował garderoby Liama.
Nie żałował natomiast energii kiedy wręcz wyrzucał wampira ze swojej piwnicy.
- Nie wlaz tam, gdzie cie nie proszą, to nie będę się denerwować. Tam nie wolno wchodzić. Rozumiemy się? Kompletny zakaz wrażenia do spiżarni. I tak nie znajdziesz tam niczego ciekawego, a jest szans, że coś stłuczesz albo zepsujesz.
Poszedł za wampirem na werandę i wyciągnął z kieszeni spodni paczkę papierosów. Udało mu się zapalić jednego z nich zapałką. I to za pierwszym razem! Naprawdę jakiś powalony.
- Ty odpalasz skręta własnym palcem, ale to ja jestem dziwadło? - parsknal śmiechem i pokręcił głową.
- Nie jestem dziwadłem, tylko emisariuszem. Wiesz. Taka trochę męska wersja wiedźmy, ale od leczenia - Nie rozwijał tematu; z góry założył, że Liam wie o co chodzi. Emisarousze istnieli w zasadzie od zawsze. I wszędzie.
A mimo to wampir dalej patrzył na niego jak na idiotę.
- Jest nas w Waszyngtonie trzech, ale jeden oficjalnie związał się z jednym z wilkolaczych klanow, a drugi działa w zupełnie innej części miasta. Więc trafiłeś na mój rewir. Zioła nie działają tak, jak trzeba, jeśli się je podpala zapalniczką, i nie, nie mam kuchenki gazowej.
Na moment umilkl. Dopalil papierosa j wyrzucił niedeopalek do stojącej przy drzwiach butelki z wodą.
- Masz się gdzie zatrzymać? Powinieneś jeszcze trochę odpocząć od kłopotów, wyzdrowiec do końca. Jeśli nie masz dokąd pójść, to na razie możesz zostać ze mną.

- Skoro nalegasz. - wzruszył ramionami i odpalił skręta mało nie parząc opuszków palców i wyrzucił go w ślad za papierosem emisariusza.
Przez chwile z niezbyt zadowolona, skrzywiona mina wpatrywał się w zalany słońcem horyzont, aż w końcu postanowił schować się w domu. Jakoś tak bezpieczniej poza zasięgiem promieni.
- Upodobanie do tego, żeby robić z domu piekarnik tez ma coś wspólnego ze zbieraniem nieludzkich zwłok po lasach? - zapytał ściągając okulary z nosa, wycierając o nogawkę i odkładając na szafkę.

Tak, oczywiście, nalegam - z westchnieniem pokręcił głową. - Po prostu o niczym innym nie marzę. Trzymanie w domu znaleźnych wampirów, ewidentnie mających jakieś problemy z okolicznymi wiłkołakami to moje hobby. Jak pójdziesz na poddasze to znajdziesz jeszcze trzech swoich kumpli.
Poszedł do kuchni, nalał do szklanki trochę wody i chwilę później wrócił do Liama.
- Po prostu wolę, żebyś przez najbliższe trzy dni został tutaj niż szwendał się po lesie. Jeszcze nie jesteś zdrowy, a ja nie chcę cię mieć na sumieniu - oświadczył z przekonaniem.
O tym, że chciał też wampira zgłosić i bez zbędnego pośpiechu wyrobić mu identyfikator, po prostu nie wspomniał.
- Nie robię z domu piekarnika. Zepsuł się klimatyzator, dzwoniłem do serwisu, mieli kogoś wysłać, ale najwyraźniej wcale im się nie spieszy. Chyba uznali, że skoro mieszkam w lesie, to jestem jakimś pustelnikiem. Próbowałem naprawić to sam, ale tylko pogorszyłem. Wcześniej tylko nie działał, teraz jeszcze kapie z niego jakieś gówno..

Uniósł brew i podrapał się w miejscu, gdzie jeszcze wczoraj była nieładną dziura po wyrwanym kolczyku.
- Po prostu wszedłem na ich teren. Nie miałem jakiś szczególnie złych zamiarów. - burknął przeczesując palcami krótko wygolone włosy nad karkiem. - Jak chcesz mogę zerknąć na to ustrojstwo. Wiesz, czasem mam przebłyski geniuszu. Ostatecznie bardziej go nie zepsuje.
W zasadzie wampir nie zrobił zbyt wiele. Zerknął, popukał w klimatyzator, zdjął obudowę i pozwolił by coś nadal kapało do miski.
Pozwolił tez spokojnie pójść spać emisariuszowi obiecując, ze "nie zamierza broić" w czasie kiedy człowiek będzie odzyskiwał siły po całym dniu. Było to prawdziwe - aż do okolic godziny trzeciej w nocy. To właśnie w tym momencie po całym domu rozniósł się huk, który obudziłby nawet zmarłego.
- Pizduś w cyc kurwa jebany! - wampir w coś przywalił, a na dodatek to coś prawdopodobnie oderwało się i spadło na Liama. - Kurwa mać, ja pierdole! Biednemu kurwa zawsze wiatr w oczy!

Nie wierzył w to, że Liam zrobi cokolwiek z klimatyzatorem. Ale, jak sam wampir zauważył - bardziej zepsuć się nie dało.
Thomas nie wierzył też w to, że wampir nie zamierza broić. Nazwijcie go uprzedzonym, ale jakoś tak... patrzył i wątpił. Ktoś, kto wyglądał jak Liam był skazany na przyciąganie kłopotów.
Może tylko nie przypuszczał, że brunet nagle odnajdzie swoje powołanie i postanowi zostać... właściwie nie do końca wiadomo kim.
- Co do cholery?! - emisariusz zerwał się z łóżka.
Przez co najmniej minutę usiłował zrozumieć co się do cholery dzieje, kto jest w jego domu i dlaczego ten ktoś krzyczy; dopiero kolejne krzyki Liama trochę go otrzeźwiły.
I zaprowadziły wprost pod okno sypialni.
Siwy otworzył je zamaszyście, przy okazji zupełnie przypadkowo przytrzaskując sobie palec.
- Kurwa! Szlag by to trafił! - cofnął rękę i zaczął potrząsać dłonią, jakby wierzył, że to naprawdę pomoże.
- Liam, pojebało cię?! Co ty do jasnej cholery wyprawiasz?! I to w środku nocy?! Złaź z parapetu, natychmiast! I wracaj do środka! Nie możesz sobie znaleźć innego sposobu na bezsenne noce?!

- W dzień nie bardzo wychodzę na zewnątrz. - odpowiedział spokojnie, jeszcze raz uderzając w obudowę klimatyzatora.
Dokręcił ja śrubokrętem i poklepał jeszcze raz całe pudło.
- Ale spoko ze wstales. Idź włącz klimatyzator. - z kieszeni spodni wyciągnął jabłko, wytarł o koszulkę i... pociągnął z niego i wypuścił kłąb dymu. Z jabłka.
Kiedy Tom nacisnął pilota od klimatyzatora, na początku urządzenie jęknęło, wydało dźwięk jakby zdechło i... zaczęło działać. Faktycznie wydobył się z niego przyjemny, chłodny powiew.
- No. Trochę przydatny jestem. - oświadczył brunet wchodząc do pokoju i popijając coś z małej, białawe buteleczki. W ręku dalej trzymał "jabłko"

Nawarczał na wampira i mamroczac pod nosem coś o tym, że za to on nie bardzo wychodzi w nocy poszedł szukać pilota do klimatyzacji. Tak dla świętego spokoju.
Był zszokowany kiedy okazało się, że klimatyzator naprawdę działa.
Czyli jednak Liam nie kłamał.
- Owszem, trochę tak. Ale postaraj się nie robić takiego hałasu w środku... - Thomas odwrócił się przodem do swojego rozmówcy i aż zanemowil.
- Liam. Czy to jest... bongo? Z jabłka? Na głowę upadłes? Boże, po co ja pytam, oczywiście, że upadłes.  Nie wiem czy to glupie czy genialne. Ale.. skąd ty wziąłeś trawę? - emisariusz energicznie pokręcił głową.
Miał mała nadzieję, że  zaraz się obudzi.
Nie wyszło. Podszedł do bruneta i energicznym ruchem wyjął mu jabłko z ręki.
- Nie pal w mojej sypialni!

- Nie mam trawy. W zasadzie, moglibyśmy o tym pogadać. Wiesz, o jakiejś zaliczce czy coś... - spojrzał nieco tęsknie na bongosa trzymanego przez emisariusza i pociągnął łyczek z buteleczki trzymanej w ręku.
Zadrżał i głośno wypuścił powietrze tak, jak zwykle robi się to po mocnym alkoholu.
- Nie paliłem, tylko trzymałem. To jest różnica. Ogień. Całkiem istotne. I dym. W chuj istotne.

- Nie zamierzam kupować ci trawy. Ani w ogóle żadnych dragow. Uznajmy, że naprawienie klimatyzatora odciągnę ci od czynszu.
Po chwili wahania, obejrzeniu jabłka że wszystkich stron i upewnieniu się, że rzeczywiście, najwyraźniej niczego poza tymi kilkoma skrętami z rana wampir nie posiadał, z mało przekonana mina oddał mu wydrazony owoc.
- A to? Skąd wziąłeś? Ja nie mam w domu żadnego alkoholu, poza... Matko kochana, chyba nie wziąłeś denaturatu? - chwycił wampira za ramiona i lekko nim potrzasnal, jakby to miało go zmusić do szczerości.

- Co? Nieee... ja denaturatu nie pije. To już kompletne dno. A to dziadostwo jest mocne jak diabeł! - troskliwie wsunął jabłko w kieszeń bluzy i westchnął patrząc na emisariusza lekko z góry. - Wziąłem odkamieniacz, aceton i to gówno co kapało z klimatyzatora...
Podrapał się po barku i pogładził kark.
- Czynszu? Mam ci płacić czynsz?


Zmierzył wampira niedowierzającym spojrzeniem i szybkim ruchem zabrał mu tym razem butelkę. Odkręcił korek, powąchał zawartość i z taką miną, jakby właśnie spotkał wsciekłego Florence'a oddał Liamowi jego własność.
- Jesteś pojebany. I nie musisz płacić czynszu. Naprawiłeś klimatyzator, nie?
Ha ha! Nie no, boki zrywać. Takiego poczucia humoru to normalnie pozazdrościć.
Emisariusz poklepał wampira po ramieniu.
- Dobra. A teraz spierdalaj, okej? Jest trzecia w nocy. Ja w przeciwieństwie do ciebie muszę czasem spać. Nie łaź po parapetach, nie grzeb w piwnicy i nie rób hałasu. Masz tam na dole konsolę, jak potrzebujesz się czymś zająć. Dasz radę wytrzymać do siódmej?
Po tyogodniu okazalo sie, ze mieszkanie z Liamem ma swoje zalety. Owszem, wampir był niesamowicie gadatliwy, halasliwy i nie rozumiał słowa "nie", ale przynajmniej naprawił klimatyzator. I samochód. I ogarnął dlaczego komputer Thomasa tak potwornie się zawiesza.
Bilans wychodził w zasadzie na zero, a ze Liam naprawdę nie mial gdzie się zatrzymać, to Thomas był gotów pozwolić mu zostać u siebie na dłużej. Tylko, że... nie mógł tak po prostu opiekować się kimś, kto nie jest zarejestrowany. To było nielegalne i nawet jeśli emisariusz miał w nosie większość przepisów, to po prostu nie chciał narazić się Defforestowi czymś tak głupim. I dlatego właśnie stał w drzwiach sypialni gościnnej, opierał się o futryne i po raz trzeci tłumaczył, że wcale nie żartuje.
- Liam. Zabieram cię do urzędu, i nie ma, że boli, idziemy cie zarejestrować. Nie pozwolę ci tu zostać, jeśli nie będziesz zapisany w systemie!

Liam wyjął ręce spod karku i podniósł się z łóżka, by spojrzeć na emisariusza jakby ten oświadczył, że jest ufoludkiem.
- Bredzisz synek. - mruknął w końcu, powoli podnosząc się do siadu i wsuwając stopy w kapcie. - Jest środek nocy. Powinieneś już spać. Urzędy nie działają. Lulu. Pogadamy rano.
Westchnął wstajac z łóżka i podchodząc do krzesła, które z uporem maniaka traktował jak szafę, po czym kolejno zaczął z kłębowiska ubrań wybierać podarte spodnie, jakiś t-shirt i kraciastą koszulę.
- Jeszcze tu stoisz? No daj spokój. Idź spać.

- Oczywiscie, ze jest srodek nocy. W ciągu dnia już kompletnie nie można z tobą porozmawiać - mruknął, marszcząc nos.
- Nie żartuję. Albo pójdziesz ze mną się zarejestrować, albo sam cię zgłoszę. Wierz mi, to będzie zdecydowanie mniej przyjemnie, jeśli panowie z urzędu sami się tu pofatuguja. I... I jak się nie zarejestrujesz, to zaczniesz mi płacić czynsz.
To się dopiero nazywały silne argumenty!
- Nie jest nieczynne. To jest biuro rejestracji wampirów. Działa głównie w nocy. To dość logiczne, nie sądzisz?

Liam zamarł na moment z jedną nogą w spodniach i bez zrozumienia wpatrywał w emisariusza.
- No nie, młody. Love. Proszę cię. Na chuj to komu? Tyle lat bez tego badziewia się dało radę... - jęknął potępieńczo i wciągnął spodnie na tyłek podskakując w miejscu. - Nie chcę być trybikiem w tym syfie.
Obciągnął koszulkę w dół i zaczał rozglądać się po pokoju. Zajrzał pod stertę ubrań, pod krzesło, do szafy... w końcu wyciągnął skarpetki spod łóżka i zacząl je wciągać na stopy.
- Thomas...

- Nie będziesz żadnym trybikiem.  Czy ja ci wyglądam na trybik? Rejestracja w zasadzie nie wiele zmienia sposób życia. Za to może zaoszczędzić wielu problemów. Zwłaszcza mnie. Ja pracuję dla rządu, nie będę tak jawnie łamać prawa.
Siwy rzucil wampirowi wyczekujące spojrzenie i poprawił włosy spięte w krociutki kucyk.
- Ogarnij się do końca.  Będę czekać w samochodzie. Jak chcesz to masz w lodówce jeszcze z pół woreczka mojej krwi. Tylko się streszczaj.
Odwrócił się na pięcie i wyszedl. Cholera, nie żartował. Uparł się, bezczelny

Liam dłuższą chwilę krążył po pokoju. Usiadł, wstał, usiadł znów. W zasadzie, to celowo wszystko przedłużał. Naprawdę nie miał najmniejszej ochoty załatwiać niczego z gościami w czarnych garniakach. Ale nie miał też ochoty żegnać się z dachem nad głową.
W końcu stanął przy samochodzie dzierżąc w ręku bongosa z jabłka i zapamiętale dymiąc.
- Jesli po prostu chcesz się mnie pozbyć, to mi to powiedz. Wyniosę się. Serio. Nie mam ochoty w kółko pojawiać się w śmerdzącym biurze FBI tylko po to, zeby oni czuli się lepiej, kontrolując moje życie. Powinni się odchujać ode mnie i całej reszty, świetnie dawaliśmy sobie radę bez ich jebanego nadzoru.


- Gdybym chciał się ciebie pozbyć, to pozwolilbym ci się szlajać po świecie bez identyfikatora - powiedział spokojnie, wysuwając kluczyki do stacyjki.
- Na Boga, Liam, stary a głupi! - z niedowierzaniem pokręcił głową. - Nie masz o tym bladego pojęcia, ale z góry ci się nie podoba. Nikt ci nie będzie kazał w kółko pojawiać się w FBI. Przyjdziesz, zarejestrujesz się, zgłosisz się, jeśli będziesz chciał wyjechać z kraju. Dostaniesz swój własny przydział krwi transfuzyjnej, pomogą ci znalexc pracę, jeśli będziesz chciał... Same plusy.
Poklepal Liama po ramieniu, uruchomił silniki i ruszył w kierunku głównej drogi.


- Jakoś do tej pory dawałem sobie radę bez tego. Nie masz zielonego pojęcia jak wiele ludzi z chęcią oddaje swoją krew. W znacznie przyjemniejszy sposób, niż wręczenie mi worka z napisem "sanitary". Ja nawet nie mogę się od ciebie niczym zarazić. - parsknął odkręcając blokadę fotela i odsuwając maksymalnie w tył. - Jesteś bezdusznym trybikiem.
Splótł ręce na piersi i odwrócił głowę w stronę okna. Obrażony, trzystuletni nastolatek. Doskonale. Właśnie temu Thomas oferował dach nad głową.
Siwy miał wielkie serce.

- A teraz będziesz dawać sobie radę z tym - powiedział stanowczo i ewidentnie uznał dyskusje za skończon, bo nie odezwał się przez kolejnych kilka minut.
Usiłował grać twardego, naprawdę. Na początku nawet mu to wychodziło, ale kiedy już szukał pod urzędem miejsca parkingowego, zmiękł już kompletnie.
Empatia, wielkie serce, psia jego mac! Thomas poprawił mankiety koszuli.
- Wiesz, ze to dla twojego dobra, prawda? Nawet jeśli Ci się to nie podoba, to naprawdę wyjdzie wyjdzie Ci na dobre.


- Nie No, jasne. Dadzą mi obca krew w workach. Super! Zawsze o tym marzyłem! - warknął podciągając się na fotelu.
Otworzył drzwi i niezgrabnie wygrzebał się z samochodu. Kiedy trzasnął drzwiami te aż jęknęły.
- Będą mnie ważyć, mierzyć i mówić, ze mój naturalny sposób zdobywania jedzenia jest zły! Trzysta lat jakoś nie był zły! Smierć zdarza się ludziom, niezależnie czy ma z tym coś wspólnego wampir, czy nie!
Wrzeszczenie takich rzeczy na parkingu przed instytucja rządowa. Jasne, genialne.

-Liam! Nie krzycz tak! - Thomas wyszedł z samochodu.
Jakoś nie miał ochoty trzaskac drzwiami i w przeciwieństwie do wampira potraktował je nieco delikatniej.
Miał... pewne wątpliwości. Z jednej strony naprawde nie chciał Liama do niczego zmuszać, ale z drugiej miał świadomość, że gdyby wampir naprawdę nie chciał tu być, to nawet by nie wstał. Thomas tak naprawdę nie mial jak zmusić wampira do czegokolwiek.
A jeszcze z trzeciej strony Emisariusz był po prostu zirytowany. Jak można było mieć blisko 300 lat i zachowywać się jak małe dziecko?
- Takie czasy! Ciesz się, że nikt już nie urządza na was polowań!
Ni stąd nie zowąd gdzieś z lewej dobieglo ich ciche odchrząknięcie. Thomas odskoczył jak oparzony i gwałtownie odwrócił głowę.
- Na Boga, nie można tak się skradać!
Dopiero po chwili z mroku wyłoniła się sylwetka znanego już emisariuszowi wampira.
Momentalnie mina siwego zrzedla.

- W twoich snach nikt niczego nie urządza. Jak nic o nas nie wiedzieliście, to tylko mordowaliście siebie wzajemnie i... - Liam nie dał rady dokończyć, bo przerwało mu "wzywanie pana Boga swego nadaremno".
Na parkingu przez dłuższą chwilę panowała grobowa cisza. Z kategorii tych, które można ciąć na plastry. I o dziwo, to nie przez to, że między Seraphinem a Thomasem nie panowały najlepsze stosunki. Oba wampiry intensywnie wpatrywały się w siebie nawzajem z dość... zaciętymi minami.
To było w zasadzie oczywiste, że ciszę przerwie Liam.
Wampir w kraciastej koszuli niemal podskakując dobiegł do Seraphina i złapał go za ramię lekko potrząsając całym Kainitą.
- Ej Thomas! To Rumun! - postanowił w końcu radośnie wykrzyknąć, ciągle lekko szarpiąc drugim wampirem. - W chuj lat! Stary, ostatni raz... czterdziesty czwarty? O chuuj! To się nazywa spotkanie! To trzeba opić! Na pewno masz coś na stanie...
Seraph w końcu westchnął ciężko i zadziwiająco spokojnie, pewnym ruchem zmusił Liama do puszczenia swojego ramienia i jednym spojrzeniem "postawił go do pionu".
- Czterdziesty piąty. Mam na imię Seraphin. I miałem nadzieję, że się zaćpałeś. - mruknął przenosząc spojrzenie czerwonych oczu na Thomasa. - Znalazłeś go przy drodze? Nie słyszałeś, że to niebezpieczne, tak przewozić padlinę?

Thomas zmierzył oba wampiry zdezorientowanym spojrzeniem.
- Rumun? Dlaczego "rumun"? Liam, on ma imię. I skąd wy się znacie? Jaki czterdziesty piąty? - siwy zmarsczyl brwi i potarl dłonią potylicę. - Chwila, chwila! Byliście razem na wojnie?
Okej. To... To był interesujący rozwój wydarzeń. Świat był zdecydowanie zbyt mały.
- On ma na imię Liam. Nie słyszałeś, że niegrzecznie jest mówić tak brzydko o swoich znajomych? - nie brzmiał zbyt sympatycznie, ale nie potrafił nic z tym fantem zrobić.
Pałał do Seraphina jakąś niewytlumaczalną niechęcią.
- Nie znalazłem go przy żadnej drodze. Zaopiekowalem  się nim, bo był ranny. A teraz zamierzamy się zarejestrować. Może ty mu jakoś wytłumaczysz, że od rejestracji się nie umiera?

- No z Rumunii jest. To Rumun. Bo ma pojebane imię. I też pewnie nie ma głupich identyfikatorów. On jest z Sabatu! - Liam wzruszył ramionami i z radosnym uśmiechem poklepał Seraphina po ramieniu.
Najwidoczniej ten niezwykły związek dwóch wampirów opierał się na bardzo chwiejnej harmonii spokoju i "drętwości" Serapha i niesamowitej głupoty Liama. Wszystko zespolone niezwykłą umiejętnością niesłuchania jednego przez drugiego.
Seraph delikatnie odsunął się od starego znajomego i odgarnął za ucho pasmo włosów, które opadło na skroń.
- Thomas, on technicznie jest martwy. Na dodatek nie ma dla niego nadziei. Urodził się bez mózgu, a potem został Brujachem. - wampir poprawił mankiet garnituru i powoli ruszył w stronę drzwi. - Ach, Liam. Ja pracuję dla FBI.
Ostatnie słowa były chyba pierwszymi, które faktycznie wywarły na Irolu wrażenie. Wampir zamarł i przez chwilę z idiotycznie rozchylonymi ustami wpatrywał w plecy Rumuna wchodzącego do budynku. Kiedy w końcu się ocknał wydał potępieńczy jęk.
- To nie ma sensu. Maskarada nie miała sensu, a teraz... Sabatnik pracuje z ludźmi... dla ludzi... so bady badonso, piri pironso...
Widać Liam potrzebował jeszcze chwili na to, by kontemplować to, co dzieje się ze światem, po czym z ciężkim westchnięciem ruszył do drzwi. Stanął jeszcze z ręką na klamce i obejrzał się na Thomasa.
- Idziesz? Sam im kurwa niczego nie podpiszę! - burknął wchodząc do środka i niepewnie rozglądając się po wnętrzu.
Hol jak każdy inny w instytucji państwowej. Tylko... Liam dawno w żadnej, poza komandami policji, nie bywał. Zupełnie nowe otoczenie. Podszedł do lady recepcji i pochylił się, prawie wciskając głowę w szczelinę między ladą, a szybą.
- Pani mi załatwi identyfikator i Rumuna, musimy pogadać! - nikt mu chyba nie powiedział, że nie powinien krzyczeć...

Thomas poczuł się trochę tak, jakby ktoś przeniósł go do innego świata, w którym wszystko jest na opak.
Seraphin, który wcale nie mówił od rzeczy, Liam pchający się do okienka w recepcji, Rumuni i jakieś bady badonso?
Siwy pokręcił głową i powstrzymując się od zbędnych komentarzy poszedł za Liamem.
Złapał wampira za kołnierz koszuli i mocno go pociągnął; Irlandczyk zrozumiał aluzję , odsunął się okienka.
- Liam, do jasnej cholery! Zachowuj się jak na wampira przystało! Nie drzyj się, stój spokojnie i nie rób teatrzyku! - Thomas posłał wampirowi stanowcze spojrzenie, starając się nie myśleć o tym, że brzmi jak swoja własna matka.
Przeprosił Bogu ducha winną recepcjonistkę, odebrał od niej  jeden z roboczych tabletów, posłuchał instrukcji i kilka chwil później wręczył tablet Liamowi.
- Siadaj na dupie i wypełnij formularz. Teraz. Za chwilę nadrobicie z Seraphinem te wszystkie stracone lata, was czas nie goni.
Zerknął na bruneta. Nie wydawał się specjalnie chętny do "nadrabiania" czegokolwiek.

- On pracuje dla ludzi! To jest koniec świata. Czaisz, gościu, Sabatnik, dla ludzi! On mi pokazał gazowaną juchę! - Liam pomachał trochę tabletem, aż w końcu usiadł w kącie i zaczął wypełniać kolejne rubryczki.
I w zasadzie to wszystko powinno pójść już dość gładko, gdyby nie... No, gdyby nie Liam.
- Ej, Thomas, po co im te wszystkie informacje? Nie chcę im podawać moich danych! Po co im moja data śmierci? Nie powinno ich do cholery obchodzić po której stronie jakiego konfliktu byłem! Poza tym, to znaczy że Rumun kłamał jak ma bransoletkę i nie posadzili go na krześle. On nie lubi Żydów, Serbów, Czarnych, Żółtych, Czerwonych, Greków, Cyganów i innych Rumunów. On nienawidzi całego świata, dlatego był nazistą! - znów pomachał tabletem, aż ostatecznie odłożył go na bok. - Poza tym, po chuj im wiedzieć z którego jestem pokolenia? Że co, że jak jesteś z dziewiątego to dostajesz więcej woreczków?!

- Potrzebne im i tyle. Daty urodzenia i śmierci ludzi też zapisują. Wyłącz paranoję.
Thomas podszedł do stojącego obok dyspensera do wody, napełnił ja jednorazowy kubeczek i usiadł obok Liama.
Dzgnął go łokciem między zebra.
- Uspokoisz się wreszcie? Nikt nie zamierza karać ani ciebie ani Seraphina za czyny, które nie były uznawane za wampirze przestępstwa w momencie, w którym były popełniane. Rozumiesz? Nie ważne, co robiłeś wcześniej. Masz czystą kartę. Zbierają te informacje, żeby móc prowadzić statystyki. Więc albo przestaniesz się uzalac i w tej chwili skończysz to wypełniać, albo sam tam wpisze jakieś bzdury. A wtedy to cie wezmą na przesłuchanie. Moje dane mają, a jakoś żyję. Seraphin podał swoje i jakimś cudem nawet ti pracuje!
Siwy westchnął ciężko. W co on się w ogóle pakował? Przecież to był horror jakiś.
- przestań zgrywać nastolatka. Jakbyś tak cholernie nie chciał tego robić, to już by cie tu nie było. Więc się nie mazgaj, tylko bierz za robotę. Jestem zmęczony, jie chce tu siedzieć do rana.

- Jasne. Potem zrzuca cała winę za Trzecia Rzesze zrzuca na wampiry. Ej, Hitler był człowiekiem, kutasy! - o ile początek wypowiedzi wampir wymamrotał pod nosem, o tyle ostatnie zdanie wykrzyczał w kierunku kamery w rogu pokoju.
Bardzo dojrzałe, bardzo.
- Skończyłem. W większości to prawda. A nawet jeśli coś zmyśliłem, to i tak nie maja jak tego sprawdzić. - oświadczył wręczając tablet Thomasowi z zacięta mina.
Zupełnie jakby był pewien, ze emisariusz zacznie narzekać, albo nie pozwoli mu samemu podejść do kobiety w recepcji.

A jaka to jest do cholery różnica, czy wiedzą czy też nie? Pokolenie to pokolenie, powstajesz jako przedstawiciel konkretnego pokolenia i nie bardzo masz na to jakikolwiek wpływ, niech wiedzą - Thomas pokręcił głową, uruchomił silnik i dopiero po chwili wręczył wampirowi czarne pudełeczko.
- Nie pal w moim samochodzie. I załóż to proszę.
Poklepał Irlandczyka po ramieniu.
- Tak xzy siak, jestem z ciebie dumny. I jeśli chcesz to możemy skoczyć po krew dla ciebie. Z identyfikatorem już dostaniesz. Chyba że wolisz moją? Nie piłem ostatnio tyle ziole - zaśmiał się krótko.

Burknął coś o podwójnych standardach chowając jabłko do kieszeni i odwrócił do Thomasa uśmiechając się w sposób, który najprawdopodobniej ktoś, kto nigdy nie rozmawiał z Liamem mógłby uznać za wyjątkowo pociągający.
- Z wielką chęcią wezmę twoją, ale tylko w full serwisie. - oświadczył obniżonym głosem, po czym westchnął i znów odwrócił się w kierunku szyby. - A jak nie, to mam ochotę na chińszczyznę. Na twoim zadupiu nawet nie dowożą. Z resztą, ty w ogóle masz jakiś adres poza "środek lasu"?

- Full service? - uniósł brew i rzucił wampirowi spojrzenie pełne  pozalowania.
Najwyraźniej urok irlandzkiego zigolaka jakoś na emisariusza nie wpłynął.
- A na główkę to przypadkiem nie upadłeś? Po co ja pytam. Upadles. I to już dawno temu... W takim razie chinszczyzna, chociaż... czy wampiry przypadkiem nie powinny nie znosić ludzkiego jedzenia?
Nie odpowiedział na pytanie dotyczące adresu. Zamiast tego po prostu wręczył Liamowi swój telefon z juz uruchomiona aplikacja do zamawiania jedzenia.
- Masz, wybierz sobie.

- Aż tak nie lubisz cywilizacji, że nie możemy zjeść na mieście? - zapytał przerzucając kolejne oferty restauracji i krzywiąc się na widok zdjęcia krewetek w tempurze. - Co z tobą jest nie tak? Jesteś jakąś daleką rodziną Rumuna? On też nienawidzi wszystkiego.
Oddał w końcu telefon z wybranym pad thai i wyciągnął się na fotelu. Żyć nie umierać. Dają ci krew, dach nad głową i zamawiają chińszczyznę. Przydałoby się jeszcze kilka rzeczy, ale na początek może być. Resztę osiągnie się z czasem.
- I nie rozumiem tej paranoi z oddawaniem krwi. Moje zęby naprawde są fajniejsze niż plastikowa rurka z wenflonem.

- Nikogo ani niczego nie nienawidzę - odparł, zupełnie zresztą szczerze. - Ja po prostu nie rozumiem cywilizacji. A ona nie rozumie mnie. Pewnie ma to coś wspólnego z tym, że nie ogarniam idei egoizmu.
Wzruszył ramionami.
- Poza tym ja lubię swój las. To miejsce jest starsze od ciebie. Wiesz, cisza, spokój, święta ziemia - jakos to sprzyja mojej profesji.
Święta ziemia. I co jeszcze? Może rusalki w okolicznym stawie?
Podróż do domu na szczęście nie trwała zbyt długo. Używanie pobocznych, rzadko uczeszczanych dróg miało swoje zalety.
- To nie jest żadna paranoja, nie boję się oddać Ci krwi w bardziej... naturalny sposób. Trzymanie jej w woreczkach jest bardziej ekonomiczne. Wiesz, kontrola nad tym ile oddajesz, zero zbędnych emocji i te sprawy. Poza tym w ten sposób to legalne. A ja jestem za stary na takie głupstwa.
Ta. Za stary? Na oko to nie przekroczył trzydziestki.
Thomas wysiadł, zamknął samochód i poszedł do kuchni. Zerknął na wiszący na ścianie, dość staromodny zegar. Dochodziła czwarta. Matko boska, jak późno

- Za stary? Brzmisz, jakbyś już jedną nogą stał w trumnie. - wchodząc do kuchni Liam przeciągnął się bardzo nieprzyjemnie strzelając barkami. - Jeśli ktoś miałby narzekać na wiek, to chyba ja. No, albo twój las. Przecież jest taaaki staaary.
Spojrzał z pożałowaniem na emisariusza i po chwili zastanowienia ułożył się na kanapie. Krótką chwilę przyglądał się nowemu nabytkowi na swoim nadgarstku, po czym z jękiem starego człowieka skrzyżował ręce na karku i zarzucił nogi na podłokietnik.
- Chociaż, racja. Zachowujesz się jak trochę pojebany staruszek. Żyjesz sam, na pustkowiu, masz swój ogródek i zbierasz padlinę. I wolisz się nie ekscytować. Boisz się, że pierdolnie ci pikawa?

Wywrócił oczami, włączył czajnik i wyjął z szafki kuchennej sloiczek z siemieniem lnianym. Wsypal do kubka trzy łyżeczki, dolał trochę syropu malinowego że stojącej na blacie butelki  (takiej szklanej, i to jeszcze bez etykiety. Sok ewidentnie domowej roboty. Naprawdę jakiś pojebany był).
- Nie jestem aż takim znowu staruszkiem, nie przesadzaj. Ale do sześćdziesiątki mi bliżej niż ci się wydaje. I tłumacze ci znowu, nie boję się! To w ogóle nie o to chodzi. Proszę bardzo, gryź, ale jak potem będą problemy...
Nie dokonczyl.
Nachylil się nad blatem zeby sięgnąć po czajnik i przypadkiem stracił na ziemię wciąż otwarty sloik z siemieniem.
Nasionka rozsypaly się po całej podłodze.
- No kurwa mać!

Liam powstrzymał się przed kolejnym komentarzem, kiedy emisariusz zamiast oświadczyć, że idzie pod prysznic, albo po prostu do łóżka, albo chociażby uznał, że warto byłoby wypić kawę, zaczął parzyć ziarenka z domowym soczkiem.
Sam z resztą zaczął wampira prowokować mówiąc "a gryź". W ramacch jednego z absolutnie nieprzemyślanych, idiotycznych żartów Liam wstał i stanął za plecami siwego chcąc co najwyżej "uszczypnąć" tył jego szyi kiedy...
- Jebana twoja matka! - warknął łapiąc słoik.
Po fakcie. Trzy czwarte drobniutkich, ciemnobrązowych nasionek leżało na podłodze i perfidnie śmiało się wampirowi w oczy.
Liam westchnął, ostrożnie podniósł słoik, delikatnie przytrzymując ścianki w obawie, żeby w razie czego się nie rozbił, a kiedy (dzięki bogu) pozostał integralny, wampir rozejrzał się po małej katastrofie.
- Jakieś jebane dwadzieścia minut. Pół godziny... - mruknął, rzucił emisariuszowi pełne pogardy spojrzenie po czym... zaczął pojedynczo podnosić ziarna i wrzucać do słoika.


Ostatnio zmieniony przez Himo dnia Wto Lut 21, 2017 1:02 pm, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry Go down
Himo
Admin
Himo


Liczba postów : 250
Join date : 31/08/2012
Age : 30
Skąd : Z nienacka.

Stap moving and gimme yo mone! Empty
PisanieTemat: Re: Stap moving and gimme yo mone!   Stap moving and gimme yo mone! EmptyWto Lut 21, 2017 12:41 pm

Emisariusz spojrzał na wampira tak, jakby ten właśnie spadł z nieba prosto do jego kuchni.
- Liam? Co ty robisz? Zostaw, to tylko siemię! Zaraz zgarne odkurzaczem, tu nie ma czego zbierać, to nie jest drogie...
Kucnal obok Irlandczyka i spróbował zgarnąć dłonią kupkę ziaren, ale ostry protest zatrzymał  go w połowie ruchu.
- Ty to liczysz? Po cholerę ty to liczysz? Czekaj, nie mów mi, że to kwestia twojego klanu?
W zasadzie nie musiał czekać na odpowiedź. Znał ją. Liam nie rzucilby sie do takiej zmudnej roboty bez dobrego powodu.
- O matko. Przepraszam! Następnym razem będę uważał bardziej - mruknął, po czym zajął się swoim naparem.
Bo co miał zrobić? Biczowac się? Bez sensu.
Chociaż zrobiło mu się trochę głupio kiedy 15 minut później dostawca  (wcale nie zaskoczony tym, że ktoś w środku nocy zamawia żarcie , które trzeba dowiexc na sam środek lasu) przywiózł chinszczyznę.
Która tak teraz sobie stala na tym stole. I pachniala.
A Liam liczył dalej.

- Cztery tysiące dziewięćset dwadzieścia pięć. Huh! - Liam wstał, zakręcił słoik i odstawił na półkę. - Dwadzieścia sześć minut. W trzydziestym ósmym w Czechach zjebałem sprawę, jak wysypałem cały karton ze śrutem...
Otrzepał ręce i zajrzał do pudełeczka na stole. Ostatecznie zgarnął je, sięgnął do lodówki, by wyjąć pół woreczka krwi, który jeszcze tam zalegał. Za pomocą zębów otworzył folię, wylał krew na makaron w pudełku i na chwilę wszystko wstawił do mikrofalówki. Wracając na sofę już wyjął pałeczki i wbił je w swoje... osobliwe danie.
- Dobra. To może być dla ciebie trochę obrzydliwe. Lepiej zjem na ganku...

Thomas z trudem zmusił się do zachowania neutralnego wyrazu twarzy.
To by było bardzo nieelegsnckie, takie wyrzucanie gościa za drzwi.
- Nie, nie trzeba. Możesz jeść tutaj. Nie przeszkadza mi to.
Sam odgrzsl swoje jedzenie dopiero wtedy, kiedy Irlandczyk skończył przygotowywać swoją porcję.
Nieco niemrawo pogrzebal paleczkami w makaronie.
- O co chodzi z tym liczeniem? Musisz liczyć wszystko co leży na ziemi? Nie, to by było bez sensu. Musiałbyś liczyć kostki brukowe. Chyba, że liczysz? Czy to dopiero jak się coś rozsypie? Coś się stanie, jeśli nie policzysz?
Może i gadał za dużo.  I znowu zadawał pytania.
Ale to naprawdę było cholernie ciekawe.

- To w gruncie rzeczy nie jest kwestia mojego klanu. - mruknął nawijając kawałek makaronu na pałeczkę i zbierając go ustami. - Przez... pewne zdarzenia przejawiam... pewne zachowania innego klanu. Jeśli rozsypiesz nasiona na moich oczach, muszę to policzyć. Nie wiedziałem że się na to piszę. Ale mało rzeczy wiedziałem zanim... nabyłem pewne umiejętności.
Odchrząknął znów zapamiętale grzebiąc w swojej porcji. Zupełnie jakby obudziły się w nim jakieś niezbyt przyjemne wspomnienia.
Przejawiał zachowania innego klanu, niż jego własny. Był uczulony na punkcie swojego pokolenia. Trzymał się raczej z dala od władz i innych wampirów. I uciekł naprawdę daleko od swoich znajomych. I nadal nie chciał wracać.
Cała sprawa trochę... śmierdziała.

Thomas posłał wampirowi nieufne spojrzenie.
Liam pełen sprzecznosci. I miał stanowczo zbyt wiele sekretów. To nigdy nie wróżylo niczego dobrego.
- Nie jestem żadnym wampirzym ekspertem - zaczął spokojnie, starając się formułować słowa tak, żeby przypadkiem Irlandczyka nie urazić.
- Ale trochę o was wiem. Seraphin  nazwał cię Brujachem, ja znam wasze przyzwyczajenia, teraz ty sam mi mówisz, że prezentujesz zachowania innego klanu... Mam jakieś, dość mgliste pojęcie o tym co trzeba zrobić, żeby skończyć w takiej sytuacji.
Na moment w pomieszczeniu zapadła nieprzyjemna cisza. Siwy odgarnął włosy z czoła i oparł policzek o zwiniętą w pięść dłoń.
Usiłował udawać bardzo zrelaksowanego, ale miał pełna świadomość, że wali mu serce.
Nie codzien człowiek spotykał wampira-chyba-mordercę któregoś ze swoich.
- Nie zamierzam cię o nic pytać, ani ciebie oceniać. Nie mnie krytykować czyjeś decyzje. Przygarnalem cię, obiecałem pomóc i dbać o twoje zdrowie i bezpieczeństwo. I to właśnie zamierzam robić. Ale teraz żyjesz pod moim dachem. I pod moim dachem będziesz przestrzegał moich zasad. Okej? Nie chce tutaj żadnych... niespodzianek.

- Nie no. To już dawno... no. Po ptakach. - mruknął spoglądajac na Thomasa, podnosząc pudełko i wypijając trochę sosu. - Jestem trochę głupi. Rumun to wie, ja to wiem, ty też już się przekonałeś. Ale spoko. Cieszę się, że na mnie wpadłeś. Też jesteś trochę głupi.
Uśmiechnął się szeroko i wepchnął w usta ostatni kęs jedzenia. Na tyle subtelnie na ile był w stanie beknął i odłożył puste pudełko na ławę. Po chwili wyłapał spojrzenie emisariusza, chyba zrozumiał aluzję i wstał, żeby wyrzucić pudełko.
- Geez... się tkliwie zrobiło. powinienem zrobić teraz coś idiotycznego.

Thomas od ponad godziny siedział w seiza w swoim pokoju i  usiłował się skoncentrować. Już od dawna nie potrzebował do tego kompletnej ciszy i spokoju. Potrafił się wyłączyć, zignorować otoczenie, nauczył się  nawet nie zwracać uwagi na to, że Liam nie potrafi usiedzieć w jednym miejscu. Co było dość niepokojące: Liam nigdy nie miał zostać w tym domu na tyle długo, żeby emisarousz w ogóle musiał się przyzwyczajać. Thomas już od kilku dni myślał o tym, że trzeba coś z tym fantem zrobić, że Liam naprawdę nie może zostać tutaj dłużej, ale.. ale jakoś został. I właśnie teraz z dołu dobiegalo jego oburzone pokrzykiwanie: ewidentnie natrafił na rozsypany przed spiżarnią ryż.
A Thomas uprzedzał... Siwy odczekał kilka minut. Wstał, ostrzepał spodnie i powoli zszedł na dół; tak jak przewidział, Irlandczyk właśnie kończył zbierać nasionka do stojącego nieopodal koszyczka.
Thomas, zupełnie pedagogicznie i wychowawczo mocno zdzielił bruneta w potylicę.
- Mówiłem Ci, że masz tu nie grzebać!
Ostatnio uznał, że genialnym pomysłem będzie spalenie sproszkowanego liścia dziwidła. I wcale nie okazał skruchy gdy dowiedział się, że owo dziwidło kwitnie raz na dziesięć lat. W Afryce.
- Won do salonu. W tej chwili. Mamy do pogadania.

Liam kilkukrotnie otworzył i zamknął usta, jak ryba wyjęta z wody, po czym mrucząc pod nosem (coś niepochlebnego pewnie) powlókł się za Thomasem do salonu. Wyglądał jak dzieciak, którego rodzice przyłapali na wagarach.
Ominął starannie wszystko, co było na podłodze, po czym usadził się na kanapie, podciągając nogi pod brodę.
- Teraz będziesz krzyczał? Tylko przechodziłem. Nie spodziewam się, że wszędzie będzie mnie atakował ryż!

Stanął przed wampirem i splotl dłonie na klatce piersiowej niczym oczekujący na wyjaśnienia ojciec.
Trzystuletni wampir na dywaniku. To ci dopiero rewelacja.
- Tylko przechodziłeś piwnica, e której nic nie ma, akurat obok mojej spiżarni. Nie pogrążaj sie Liam, dobrze ci radzę.
Spojrzał na Irlandczyka z taką mina, jakby zaraz zamierzal nazwać go "młodym człowiekiem" i dać wykład o tym, jak należy żyć.
- Masz zakaz zbliżania się do tych pomieszczeń. Tam leży pol mojego życia. Ale to nie o tym chciałem rozmawiać.
Wreszcie odwrócił wyrok i usiadł na fotelu.
- Kiedy ty zamierzasz się wyprowadzić? Ostatnimi dniami przeglądałem różne oferty dotyczące wynajmu mieszkań. Znalazłem kilka porzadnych i w miare przystępnych cenowo. Mogę ci je pokazać.

Wyprostował się i opuścił nogi na podłogę, przez chwilę wpatrywał się w Thomasa, po czym westchnął cicho.
- Nie mogę. Muszę z tobą zostać. - oświadczył tak spokojnie, jak tylko się dało.
Na dodatek... był taki pewien siebie!
- To nie działa tak, że bierzesz kogoś pod swój dach, leczysz i karmisz, a potem wykopujesz. Poza tym, Thomas, nie mogę. - westchnął ciężko, przywołując na twarz minę tak poważną, że ciężko było uwieżyć w to, że jego mięśnie nie odmówiły współpracy. - Jestem światłem twojego życia.

- Nie jestem człowiekiem. I nie bawię się w mistyczne bzdury, ja uprawiam swego rodzaju magię. Nie pierniczę takich głupot - z uśmiechem pokręcił głową.
To mu się trafił, teatrzyk na wieczór...
- przepraszam, że muszę zrujnowac twoje małe marzenia. Nie jesteś mi w życiu jakoś specjalnie potrzebny. Lubię cię, pewnie, ale to nie znaczy, że możesz tu mieszkać w nieskończoność. Zacznij się od jutra rozglądać za jakąś praca i nowym domem. Miesiąc ci wystarczy?

- Z nas dwóch, to ty pierniczysz farmazony. - Liam pociągnął nosem, wstał z sofy i bez poruszania dalej tematu pracy czy wyprowadzki ruszył w kierunku swojego pokoju.
Wyszedł i... nie wrócił do następnego wieczoru. W gruncie rzeczy, coś takiego mu się raczej nie zdarzało. Był ziemniakiem kanapowym. I bardzo polubił się z konsola Thomasa. Musiał sporo nadrobić, jeśli chodziło o tytuły ekskluzywne na xboxa.
Było już dobrze po drugiej, kiedy bezczelnie wszedł do sypialni emisariusza, usiadł na jego łóżku i położył duża, gorzka czekoladę na poduszce.
- No hej. Mam zajebiste wieści. Znalazłem prace. I nie wyprowadzam się.

Thomas usiłował wmówić sobie, że wcale się o wampira nie martwi.
Liam był dorosły. Absolutnie nieodpowiedzialny, owszem, ale potrafił o siebie zadbać.
I wcale nie musiał siedzieć w domu cały czas, prawda? Thomas nigdy nie zabronił mu wychodzić. To by było co najmniej hipokryzją, jeśli wziąć pod uwagę, że samemu Thomasowi zdarzało się znikać na całe dnie.
Kiedy szedł spać obiecywał sobie, że jeśli Liam nie wróci do rana, to pojedzie do Urzędu j poprosić o zlokalizowanie jego identyfikatora.
Na szczęście wampir wrócił. W środku nocy. I pierdolił smutki.
Wyrwany ze snu emisarousz momentalnie pozalowal, że  w ogóle się o te złośliwą cholerę martwił.
- Liam, kurwa mać - wyburczał, zagrzebując się głębiej w pościel. - Jest srodek nocy. Spierdalaj z mojej  sylialni. Zakaz wstępu.  Nie chce wysłuchiwać twoich głupot. Jak jesteś głodny to masz pecha.
Siwy naciągnął kołdrę na głowę.
Patrzcie go, jaki niedobry. Zero entuzjazmu!

- Chciałem tylko przekazać dobre wieści. I dać ci czekoladę. Ale skoro nie chcesz słuchać... - westchnął, poklepał emisariusza po głowie i wstał z zamiarem opuszczenia pokoju.
Zatrzymał się tylko na krótka chwile tuż przed drzwiami.
- I o nic nie musisz się już martwić. W końcu jestem obok oswietlam ci życie!

Westchnął ciężko i z niezadowoloną mina usiadł na łóżku. Z jakichś nieokreślonych przyczyn w ustach Liama "dobre wieści" brzmiało podejrzanie podobnie do "wielkich kłopotów".
- Nie - burknął, jednocześnie przecierajac dłonią prawe oko.
- Ty mi to życie w tej chwili uprzykrzasz. Ciemność wnosisz. I mam ochotę ci wjebać. Ale nie mogę. Jakie, kurwa, dobre wieści?

- A jednak chcesz posłuchać! - Zaśmiał się radośnie cofając się z korytarza i znów siadając na łóżku Thomasa. - Chociaż nie. Teraz to możesz kazać mi sobie samemu wjebac.
Chyba przez chwile głęboko zastanawiał się nad własnymi słowami, po czym w końcu westchnął wzruszyl ramionami.
- Gadałem z Rumunem. Jest pojebany, został wampirem dziennym. Używa jakiegoś gowna z filtrem. Pojebane, mówiłem. Ale... on zna gościa. Z kretyńskim nazwiskiem, weź, jak można nazywać się lis i mieć przy tym taka szczurzą mordę? - popukał się w czoło, zupełnie tak, jakby w kompletnej ciemności emisariusz mógł to zobaczyć. - Ale, wyszło na to, ze rozmawiam z kimś w rodzaju twojego szefa. Teraz czaje dlaczego tak potrzebowałeś tej rejestracji, pracujesz dla fedziów. W każdym razie, Rumun go przekonał, ze nadaje się na jego wakat. I... dzięki temu zostaje tutaj. Teraz to mija praca!


- Mówiłem Ci już, że pracuję dla rządu. Jestem emisariuszem. Ja dbam o pokój i harmonię. Mówiłem Ci, że staram się zapobiegać konfliktom. Ale reszty nie rozumiem.
Thomas naprawde nie zrozumiał tego co właśnie usłyszał. To było zdecydowanie zbyt dużo informacji o zbyt później porze.
- Więc czekaj. Po kolei. Widziałeś się z Seraphinem. Seraphin zaprowadził cię do Defforesta i... i co?
Dalszej części nie był w stanie przyswoić. Sadzil, że nawet gdyby  był w pełni rozbudzony, to nie wiedział by o co się rozchodzi.
- Fox zaoferował ci pracę? Ale co to ma kurwa wspólnego ze mną? I moim domem? W dupie zostajesz, a nie tutaj.
Thomas potarl twarz dłońmi. Żegnaj wypoczynku. Musiał to wszystko w tej chwili wyjaśnić.


Wywrócił oczyma i pokręcił głowa.
- Jesteś całkiem zabawny jak tak zaprzeczasz. - oświadczył tonem, który raczej był zarezerwowany do pochwały sierści labladora. - Teraz tez pracuje dla FBI. No, pośrednio? Bo jakby moim pierwszym przełożonym jesteś ty. Bo ty nikomu nie możesz naklepać. A ja całkiem nieźle spełniam się w klepaniu ludzi. I nieludzki.


- Pracujesz dla mnie? Niby czemu? I niby jak? - spojrzał na wampira i zaprezentował mu ekspresję człowieka kompletnie zagubionego.
- Liam, kurwa, mów po ludzku! Jakie klepanie, jaki przelozony? Ja jestem emisariuszem, nie niczyim przelozonym. Pracuję sam. A jeśli już z kimś, to na pewno nie z tobą. Bo jestem uzdrowicielem i mediatorem. Czaisz? Mediator. Dyplomata. Przeliterować ci to?
Siwy wstał i włączył światełka, które wisiały na karniszu nad oknem. Pokój zalałalo łagodne, zimne światło.
- Ja unikam kłopotów. Zapobiegam konfliktom. Nie potrzebuję partnera dyplomatycznego, nigdy nie zgłaszałem takiej potrzeby i nie  wyraziłem na to zgody. I nie chce żebyś tu mieszkał.


- Ej, to nie było miłe. Poza tym, nie masz nic do powiedzenia. Nie ty masz mi płacić. Musisz się pogodzić z tym, ze twoi szefowie nienarodzonych wierzą w to, ze zawsze da się pokojowo. Albo kroi się coś grubszego. - wstał z łóżka i podciągnął spodnie, które zjechały niewymownie nisko. - Miło się gadało. Wracaj sobie do łóżeczka.


- O nie nie, nie skończyliśmy! - poszedł do wampira i chwycił go za rękę.
Jakby Liam chciał się wyrwać to nie musiałby w to nawet włożyć wysiłku, ale Thomas starał się to ignorować.
- Mile to nie jest wpieprzanie mi się w robotę bez mojej wiedzy i mojego pozwolenia. Idziemy na dół. Potrzebuję kawy.
Nie czekając na odpowiedz zszedł do kuchni. Przez długa chwilę w ogóle sie do Liama nie odzywał: zupełnie skupił się na przygotowaniu kawiarki. Dopiero kiedy dzbanuszek stanął na kuchence znów zwrócił uwagę na bruneta.
- I co ty miałbyś, przepraszan, robić? Masz być moim... co? Ochroniarzem? Liam, nie zrozum mnie źle. Cieszę się, że wziąłeś moje słowa o pracy na poważnie. Ale... ja nie potrzebuje ochrony. Ani pomocy. Jestem emisariuszem, jestem z zasady nietykalny. I mialbym ten przywilej nawet gdybym nie pracował z FBI.


- To czym się przejmujesz? - odpowiedział nieco opryskliwie. - Nie ty masz mi płacić. Będę dostawał kasę za to, ze będę. Jaki niby masz z tym problem?
Wydaje się, ze nawet przypominający nieco hippisa Liam nieco się zdenerwował. O ile oba gatunki zaprzeczały temu jak mogły, wampiry i łykanie potrafili być bardzo podobni do siebie. To lekkie unoszenie górnej wargi, bardziej błyszczące oczy.
- Jestem cholernym dowodem na to, ze rzeczy które nie maja prawa się dziać, kurwa zdarzają się. A ty zachowujesz się jak skończona baba! Nic ci nie pasuje.


- Tym, że mnie okłamałeś. Tym, że mnie szanujesz ani nie traktujesz mnie poważnie, chociaż od samego początku staram się robić wszystko dla twojego dobra. I tym, że cię po prostu kurwa znam - na szczęście emisarousz nie podniósł głosu.
Gdyby stracił nerwy, to mogłaby z tego wyjść niezła kłótnia, a tego Thomas wolał raczej uniknąć.
- Ty najpierw mówisz, potem myślisz. I z całych moich negocjacji będzie jedno wielkie gowno jeśli będziesz za mną lazil.
Kawa zanotowała się. Siwy poczekal jeszcze chwilę i ściągnął czajniczek z kuchenki.
Nalal do kubka kawy, dolał wody i uniósł kubek. Jedna dłonią potarl nasadę nosa.
- Nie zachowuję się jak baba. Ani nie wyglądam. Daj se siana z tymi porównaniami - wziął głęboki oddech. - Okej. Zróbmy tak. Niech będzie. Dostałeś pracę. Fajnie. Doceniam. Ale nie będziesz ze mną nigdzie lazil. Dostaniesz wypłatę bez większego wysiłku. Pasuje?


- Jak cholera, niewdzięczny śmiertelniku. - burknął opierając się wygodnie. - I wszystko mogłoby być tak pięknie jak to zaplanowałeś. Gdybyśmy obaj nie mieli jebanych narzędzi do śledzenia. Bo się uparłeś.
Splótł ręce na piersi i zaczął bujać się na rolnych nogach krzesła.
- Nie piłem do wyglądu. Nie upadłem tam nisko. Jesteś po prostu ład... Shit. Nie teraz powinienem mówić takie dyrdymały.


- Trudno. Wezmę winę na siebie. Zresztą, Liam, ja cię nie oytam: jestem twoim przełożonym. I nr życzę sobie, żebyś chodził ze mną na te spotkania.
Wzruszył ramionami. I tak już wiedział, że na jutrzejsze spotkanie z watahami okolicznych wilków pójdzie sam. Wystarczyło poczekać aż Liam zaśnie. Nie wiedział gdzie jest spotkanie, a gdyby się tam pojawił... to by była katastrofa.
- Jaki jestem? Ładny? - Thomas posłał wampirowi rozbawione spojrzenie. - Dziękuję. To miłe z twojej strony. Osoby w moim wieku raczej rzadko słyszą takie komplementy.
Uśmiechnął się lekko. Chyba przestał się tak złościć. To dobrze wróżylo całej tej sytuacji.
- Liam, nie potrzebujesz trochę krwi? Długo cie nie było. Jest w lodówce.
Oczywiście, że była. Zawsze była.  Thomas dbał o takie rzeczy.

- O żeby ci sodówa nie odbiła, bo jeszcze większy staruszek niż ty powiedział ci, ze buźka pasuje ci do tych tlenionych kudłów. - prychnął patrząc w kierunku lodówki. - Nie, dzięki. Nie bardzo mam ochotę na to twoje błoto.
Pomachał ręka tak, jakby coś w kuchni nieprzyjemnie pachniało, po czym wstał szurając krzesłem.
- jasne. Nie pójdę. A potem ten szczurowaty mnie znajdzie...


- Siwe są. Nie tlenione. A krew nie jest moja. Ale nie, to nie.
Wzruszył ramionami.
- On ma na imię Fox. I nie będzie cię nawet szukał. Ale nie ważne. Skoro już mnie obudziłeś, to przynajmniej zrobię coś pożytecznego. Wrócimy do tematu jutro - oświadczył i wrócił do sypialni.
A jakże. Wrócili do tematu. Ale dopiero wieczorem, kiedy Thomas wrócił ze spotkania z wilkolakami (na które oczywiście poszedł sam. A jakże. Wymknął się z własnego domu jak zlodziej.). A w zasadzie to wpadł do domu przytrzymując pod nosem dość mocno już zakrwawioną chusteczkę.
Nietykalność, tak? Pokojowe załatwianie spraw, zero przemocy? Wymykanie się Liamowi?
Brawo, panie starszy. Brawo!


Liam nastawił sobie budzik. Był tego pewien. Ale... drań nie zadzwonił. A obudzenie wampira przed zachodem słońca wymagało sporo poświęcenia i jeszcze więcej dobrej woli ze strony samego budzonego. Brunet spodziewał się, ze któregoś dnia dojdą do porozumienia. Będą musieli tylko przejść kilka rozmów...
albo ktoś musi dać emisariuszowi po ryju. Kiedy wampir wyczuł w domu krew szybko zorientował się, ze musi być świeża. Ciepła i miko wszelkich narzekań, znacznie bardziej nęcąca niż to, co dostawał w woreczku. Podszedł do drzwi, zerknął na Thomasa, nie powiedział nic znikając i pojawił się po paru sekundach, rzucając siwemu mrożony szpinak z lodówki i cała rolke papieru toaletowego.
- No. To chyba po mojej wypłacie.


Natychmiast odezwał spory kawałek papieru i przyłożył go do nosa. Złamany chyba nie był, ale krwawił jak skurwysyn. Tak samo jak rozcięta górna warga.
- Nie - oświadczył, nieco zduszonym głosem. - To tylko i wyłącznie moja wina.
Przez chwilę milczał, przykladajac mrozonke do obolalego miejsca i starając się zapanować nad krwawieniem.
- To ja cię okłamałem i wyłączyłem budzik. A potem wszedłem między dwa wściekłe wilkołaki. To był w zasadzie wypadek.


- Mhm. I nadal twierdzisz, ze nie potrzebujesz nikogo, kto obiłby wilkołakiem mordy, a potem pozwolił ci ustalić warunki ugody? Ostatnio potrzebnych było czterech. I wschód słońca. - odsunął rękę emisariusza od twarzy i przez krótka sekundę przyglądał mu się dokładnie.
W końcu przeciągnął kciukiem po swoim kle, rozcinając go dość głęboko i bez pytania przeciągnął takim zakrwawionym palcem po rozbitej wardze.
- Z nosem radź sobie sam. Nie będę ci tam grzebał. Bo jesteś większym kretynem niż ja. I ja lepiej wyjdę. Wyglądasz, jakkolwiek to nie brzmi, dość apetycznie.


- To nie działa w ten sposób! Nie mogę nikomu narzucić warunków ugody. Oni mają sami dojść do kompromisu. Obijanie mordy w niczym nie pomoże.
Uparty gnojek. Ale chyba naprawdę wierzył w zasadę kompletnego braku przemocy.
Skupił wzrok na palcu wampira, gdy ten przesunął palcem po jego wardze. Iście pociągający widok - zezujący, brudny od krwi dyplomata.
- Dzięki. I, serio, apetycznie? - pokręcił głową. - Masz w lodówce obiad. Aż tak dawno nie jadłeś że cię to nęci?
Wskazał wolna dłonią na swoją twarz, wstał i podszedł do zlewu. Zmył z twarzy zaschnieta już krew i ostrożnie pociągnął nosem. Chyba powoli przestawalo..

- Nie jestem głodny. Ale to co mam w lodowce to... pełnowartościowy posiłek z mikrofalówki. A przede mną siedzi parujący bekon. Czaisz różnicę? - wzruszył ramionami patrząc na plecy emisariusza. - Twoje argumenty są inwalidami. I to ostro. Oczywiście, ze zgodzą się z własnej woli. Nie zamierzam nikomu na sile wbijać przekonań do łba. Tylko jak martwisz się o swój obity ryj, to nie obijasz go komuś. Jak mam swój worek, to złamana nogę leczę w pół godziny. Ty w kilka tygodni. Lepiej, żebym ja zajął się uspokajaniem.

Na powierzchnię zlewu spadło kilka czerwonych kropli. A chuja, nie przechodziło. To nigdy nie szło tak szybko.
- Nie. Żadnego uspokajania. Żadnych bójek. I czaję, czaję.
Liam narzekał na swoje woreczkowane posiłki właściwie co drugi dzień.
Thomas był już tym zmęczony. I trochę gryzło go sumienie. No bo jak to tak? Zmuszać Liama do rejestracji, uniemożliwić mu spotkania nawet z tymi ludzmi, którzy lubią oddawać krew, skrazywac go na transfuzyjną... to w zasadzie było dość okrutne.
- Jak raz na jakiś czas dam ci trochę swojej tak... po ludzku, to przestaniesz marudzić?
Spytał, odwracając się w kierunku wampira.
Okej. Może wykorzystywał sytuację. Może starał się w ten sposób odwrócić uwagę Liama od ważniejszego tematu. Ale kto go mógł winić?


- Zmieniasz temat. - bystry wampir jest bystry.
Liam podszedł do emisariusza i poklepał go delikatnie po ramieniu. Przez chwile wpatrywał się w umęczona twarz człowieka, który oberwał w ryj pierwszy raz w życiu, aż w końcu westchnął cicho.
- Jeśli teraz skorzystałbym z oferty, to anemia byłaby najlepszym co może cię spotkać. - parsknął kręcąc głowa. - Jeśli chcesz... rozgryze sobie nadgarstek. Kilka kropel i poczujesz się jak nowo narodzony. Nie zrobi to z ciebie ghula, spoko. Za mało.


- No patrzcie, złapałeś mnie na oszustwie - parsknal śmiechem, ale kiedy Liam zaoferował mu swoją krew momentalnie spowaznial i pokręcił głową.
- Nie. Nie mogę. Dziękuję. Za głupotę trzeba płacić. Nie będę cię wykorzystywał i narażał twojego zdrowia.
No tak, tak. Poświęcamy to się my dla innych, a nie inni dla nas. A Liam jest z porcelany.


Wampir spojrzał na emisariusza z pożałowaniem i pociągnął go na sofę. Położył i teoria mówiła, ze zupełnie niepoprawnie chce odchylić głowę emisariusza w tył, co z reszta zrobił. Tylko na tym nie poprzestał. Faktycznie rozgryzł sobie nadgarstek, zacisnął pieść i w zupełnie nieromantyczny sposób wmusił w emisariusza kilka kropel krwi smakującej w kompletnie dziwny, nieprzyjemnie ostry sposob. Zamknął usta emisariusza i przytrzymał szczękę.
- Połknij. - odchrzaknal lekko się krzywiąc. - To zabrzmiało złe.

Chciał wstać i odejść. Naprawdę chciał. Problem polegał na tym, że wampir nie chciał mu na to pozwolić. Co Thomas miał zrobić? Krzywiąc się lekko przełknął krew Irlandczyka.
Spodziewał się jakichś... fajerwerków.
Tymczasem krew okazała się dziwnie niesmaczna i nieprzyjemnie paliła w gardło.
Tylko że rzeczywiście kilka chwil po jej spożyciu Thomas poczuł się "jak nowonarodzony". Nos przestał boleć, po zmęczeniu nie został nawet ślad, a emisariuszowi zrobiło mu się dziwnie wesoło.
I tylko brzydkie, brązowawe smugi powoli zasychającej krwi tuż pod nosem sugerowały, że coś się emisariuszowi stało.
- Może i źle zabrzmiało - uśmiechnął się. - Poza tym, wiesz. Głodnemu chleb na myśli.
Nie no, brawo siwy. Teksty rodem z podstawówki.
Thomas chwycił ostrożnie dłoń wampira i odsunął ją od swojej twarzy.
- Dzięki. Jestem twoim dłużnikiem - przez chwilę uważnie przyglądał się Irlandczykowi.
- Zdziwią się jutro, jak wrócę tam cały i zdrowy.


- I z ochroniarzem. Serio, nie zamierzam robić więcej niż muszę. Nie będę się w nic mieszał, póki nie będzie zagrożenia. I nie, nie będę czekał na twoje polecenia, bo widzę, ze jeśli chodzi o ocenę ryzyka, to ssiesz zawodowo. - skoro już byli przy humorze wprost z podstawowkowych ławek...
Wampir wstał i podszedł do kranu, żeby spłukać krew z przedramienia.
Na nadgarstku była jeszcze nieduża rana, ale prawdopodobnie wymagała krótkiego potraktowania magicznym workiem.
- Bo wiesz, takich rzeczy nie mogę z tobą robić zbyt często. To się źle kończy dla ludzi.


- że co, powstrzymasz się od komentarzy? Nie wierzę. Nie ma opcji. Ale z tym jakoś sobie poradzę.
Usiadł i odezwał z rolki jeszcze kawałek papieru. Wytarł skórę pod nosem.
- Będziesz czekał na moje polecenia, albo nie idziesz. To moje ostatnie zdanie. Nie masz pojęcia czy ssę zawodowo. Musiał byś sprawdzić.
Wstał żeby wyrzucić chusteczkę do śmietnika.
- Nie jestem człowiekiem - powiedział po raz setny. - Jestem bardziej odporny na takie rzeczy. Ale i tak nie możesz, to nie w porządku.
Zerknął na nadgarstek wampira. Nie wyglądało to pięknie.
- Idź po ten swój worek. I nastaw budzik na trzynastą. Tym razem nie wyłączę..

- To ze starzejesz się wolniej niż reszta nie robi z ciebie czegoś więcej już człowiek. - oświadczył wysyłając wargi i drapiąc się po policzku.
Przez chwile jeszcze zamarudził w kuchni, wypił coś z zapasów z lodówki (chociaż widać było, ze dzisiaj mu to wybitnie nie w smak), po czym zebrał się do spania. Wstał nawet przed pierwsza, a teraz w okularach na nosie pił swoje śniadanie i kontemplował butelkę z kremem z filtrem dla wampirów.
- Ja wiem, ze Rumun mówi, ze to działa. Że niby chodzi po słońcu, tylko musi mieć okulary. Ale ja jakoś temu nie ufam...

Był na nogach już od samego rana - nic dziwnego. Dziwak twierdził, że to zdrowe, jak człowiek wychodzi codziennie rano przed dom i przez dobrą godzinę medytuje (jakby miał mało spokoju na tym zadupiu). Zdążył trochę ogarnąć, dosypać przed drzwiami do spiżarni trochę więcej ryżu i wypalić przynajmniej pół paczki fajek.
Ktoś tu się chyba denerwował.
- Smacznego - mruknął, kiedy zastał Liama przy stole. - To działa. Setki wampirów tego używają. Ale jak się boisz to możesz przecież założyć coś z długim rękawem, jakaś czapkę... coś w domu leży.
Pogrzebal chwilę w lodówce i wyjął z niej kawałek pizzy, jeszcze z wczoraj. Nie podgrzal jej. Jakiś chory był, ale wolal zimną.
- Albo możesz zostać. Bo wiesz... jak to będzie wyglądało, jak przyjdę z ochroniarzem? To będzie wyglądało tak, jakbym z góry zakładał, że coś się nie uda. Ja powinienem wierzyć w sukces tych negocjacji. Albo przynajmniej sprawiać takie wrażenie..


- Idziesz do wilkołaków, prawda? Prawda. Sierściuchy nie radzą sobie z temperamentem. - siorbiąc dopił resztkę krwi i wyrzucił do śmietnika.
Wstał, wylał trochę kremu na dłoń i rozsmarował, żeby kilkukrotnie ją powąchać, i ostatecznie zadecydować, że zapach mu sie nie podoba i skrzywić się jak małe dziecko jedzące cytrynę.
- Moja obecność w zasadzie będzie... logiczniejsza. Widzisz, po tej wczorajszej terapi... trochę cuchniesz wampirem. Jak wampir będzie obok, to smród zwalą na mnie. Nie wiem jak radośnie przywitają śmierdzącego emisariusza, któremu wczoraj dali po ryju. - pociągnął nosem, wylał jeszcze trochę kremu na palec i postanowił tym razem sprawdzić jak smakuje.
Po chwili stał nad zlewem i usiłował umyć język.

- Mogę śmierdziec jak mi się podoba - zaprotestował. - Nie jestem tu tylko dla tych watah. Pracuję ze wszystkimi rasami rozumnymi. I nic nikomu do tego.
Zdążył zjeść może pół kawałka pizzy. A potem Liam zaczął robić... rzeczy.
- Liam! - emisariusz pokręcił głową, jakby nie wierząc w to, co widzi.
- Ochujałeś? Zatrujesz się tym. Dawaj to - odłożył jedzenie na talerzyk, oplukal dlonie i debrał wampirowi tubke. Poczekal aż ten przestanie się krztusic, a potem chwycil go za ramiona, odwrocil w swoja strone, wyłał trochę kremu na dłonie i zaczął sam wcierac go w ramię Liama.
- Jak z dzieckiem!


- Jestem empirystą. Bunia mówiła, że to dobre być empirystą. Zwłaszcza po śmierci. - pozwolił emisariuszowi na to, żeby wsmarował w pozostałe odkryte części skóry krem, aż w końcu z miną cierpiętnika sam zajął się swoją twarzą, zostawiając na kolczykach tłustą warstwę. - Poza tym... nie no, jasne. Nikt ci nie powie, że śmierdzisz wampirem. Ale ja znam trochę sierściuchy. One są bardzo terytorialne, nawet jeśli mówimy o ludziach.
Podciągnął spodnie i po chwili zastanowienia założył też katanę. Chyba jednak nie ufał wynalazkowi w kremie, który miał pozwolić mu znów poruszać się w dzień. Kiedyś, dawno temu użył kremu z filtrem. Niczego to nie zmieniło.


- Bunia? Kim jest Bunia? - Thomas umył ręce, wyrzucił do śmietnika kawałek niedojedzonej pizzy i umył po sobie talerzyk.
- Nie związałem się z nimi. Nie jestem ich prywatnym Emisariuszem, nie mogą być "terytorialni".
On naprawdę wierzył w te wszystkie bzdety, które powtarzał jak katarynka. Godne podziwu, nawet jeśli trochę głupie.
- Okej. Liam. Niech będzie. Jedziesz ze mną. Zamierzam powiedzieć im prawdę - ja nie chciałem żadnego nadzoru. Żadnej ochrony. Nie potrzebuję tego, nie czuję się zagrożony. Ale Fox nie pytał mnie o zdanie. Takiej wersji się trzymamy. Obaj. A ty... Liam, błagam, nie odzywaj się nie proszony. Trzymaj język za zębami. Ja nie chcę żadnej bójki. Żadnej. Nawet najdrobniejszej prowokacji też sobie nie życzę. Pracuję na ten układ pół roku. Okej? Obiecaj mi.
Siwy zarzucił na siebie marynarkę, włożył buty i poszedł do samochodu. Co prawda rozmowa miała się odbyć zaledwie kilka kilometrów stąd, i Thomas mógłby przebyć te odległość pieszo, ale jakoś wątpil w to, że brunet zgodzi się na długie spacery w pelnym słońcu.

- Oni sami wiedza czy ty nie potrzebujesz ochrony. Chyba, ze maja zaniki pamięci po atakach na ludzi, którzy są nietykalni. Tam swoją droga, masz jakiś sposób egzekwowania tej nietykalności? Czy jesteś nietykalny bo tak? - odchrząknął głośno, unikając odpowiedzi na prośbę o nieodzywanie się.
W gruncie rzeczy nie chciał robić problemu emisariuszowi. Chociaż znowu, z jakiegoś powodu jak tylko pomyślał o sierciuchach, które postanowiły mieć w dupie ta idiotyczna, bezinteresowna dobroć Thomasa, to coś się w nim gotowało.
Wiec wampir naprawdę nie chciał robić problemu. To skrzywienie się i ciche przekleństwo po wejściu do wilkolaczego domu nie były zamierzone. Liam dawno nie czuł tak paskudnej woni mokrego psa.

- To... to oczywiste, że jestem nietykalny! - spojrzał na wampira nie ukrywając oburzenia.
Głupie pytania. Był uczulony na głupie pytania.
- Umyślne skrzywdzenie emisariusza jest niedopuszczalne. Absolutnie nie do pomyślenia. Wszyscy to wiedzą. Jestem kapłanem. Księdza byś uderzył? Nie. Poza tym... Ja nikomu nie życzę źle. Nie ma powodów do krzywdzenia mi.
Aha. Czyli immunitet na wiarę. Bo  kilka starych kultów myślało, że obicie mordy kapłanowi nie jest okej.
To się nazywa wiara. Wiara najwyraźniej nie uwzględniala jednak pewności co do Irlandczyka, bo kiedy tylko dotarli do domu jednej z watah, Thomas zacisnął dłoń na ramieniu bruneta i posłał mu oszczędny uśmiech.
- Spokojnie. Pójdzie szybko. Tylko nie daj się ponieść. I nie komentuj.
Zadanie pewnie nie mogło być zbyt łatwe. "Pokojowo nastawione" wilkolaki prawie skoczyly do wampira z pazurami; powstrzymała je tylko i wyłącznie obecność emisariusza. W dodatku jeden z wilkołaków, najwyraźniej głowa rodziny, ewidentnie wierzył, że sama obecność Liama uniemożliwia prowadzenie jakichkolwiek rozmów.
- Wampir ma wyjść. To nie są jego sprawy! - Rudy powtórzył to już po raz trzeci w ciągu ostatnich dwóch minut.
I rozmawiaj tu z nieludźmi zarzucajacymi innym rasom brak tolerancji. Hipokryci..

Liam był w tym wszystkim... zadziwiająco spokojny. I zdystansowany. Usiadł trochę z boku, bliżej okna, które lekko uchylił. Bardziej ostentacyjnie niż z potrzeby - sądząc po tym, że jego pierś się nie poruszała, po prostu przestał oddychać. Grzecznie ignorował zaczepne spojrzenia czy głośne uwagi ale w końcu nie dał rady. No ileż można!
- Zluzuj zwieracz przystojniaku. - wampir rozłożył się na krześle i oparł jedną nogę o krzesło obok. - Jestem tu tylko dlatego, że obiliście siwemu mordę. A siwy ma delikatną buźkę, źle znosi jej obijanie.
Cmoknął cicho, jakby pozbywając się czegoś, co utkwiło między kłami i uśmiechnął się szeroko.
- Kochanie, przestań się złościć. Gówno mnie obchodzą sprawy waszego linienia. Patrz, nie słucham! - wampir zakrył dłońmi uszy, po czym zaczął śpiewać. - Żołnierski los, Irlandii życie każe daać!
Powrót do góry Go down
Moyashi1
Admin
Moyashi1


Liczba postów : 254
Join date : 31/08/2012
Age : 29
Skąd : Grajdoł.

Stap moving and gimme yo mone! Empty
PisanieTemat: Re: Stap moving and gimme yo mone!   Stap moving and gimme yo mone! EmptyPon Lut 27, 2017 7:48 pm

Thomas wiedział, że to wszystko nie pójdzie dobrze. Już samo łączenie słów "Liam", "wilkołaki" i "odpowiedzialność" brzmiało absurdalnie, co dopiero wcielanie ich w życie.
Na początku szło zaskakująco gładko, Irlandczyk prezentował zdecydowanie bardziej dojrzałą postawę niż wataha, ale było zupełnie oczywistym, że w końcu zrobi coś głupiego, prędzej czy później.
Na nieszczęście emisariusza brunet postanowił wybrać "wcześniej".
Siwy ciężko westchnął, potarł dłonią kark i natychmiast przeprosił.
- Przepraszam bardzo, on nie ma żadnych złych intencji, to najzwyczajniej w świecie kompletny idiota - oświadczył stanowczo, jednocześnie podchodząc do wampira.
Bezpardonowo zdzielił go w potylicę i rzucił mu spojrzenie zarezerwowane dla głęboko rozczarowanych matek.
- Jak już wcześniej tłumaczyłem, Liam nie ma żadnych zlych intencji i jest tu dlatego, że pan Defforest zdecydował, że potrzebna jest tutaj jakaś osoba trzecia, która pozwoli uniknąć konfliktu podobnego wczorajszemu.
Zdawało się, że udobruchał sierściuchy. Przynajmniej na jakieś pół godziny. A potem rozpoczęła się powtórka z wczoraj: gospodarze oświadczyli, że Thomas najwyraźniej nie stoi po ich stronie.
Nie dało się wytłumaczyć, że emisariusz nie może nikogo faworyzować. Ba - nawet nie chce, nie potrafi.
Wybuchła kłótnia, posypały się obelgi i siwy nagle pomyślał, że w zasadzie to jednak dobrze jest mieć Liama pod ręką. Nie chciał znowu skończyć ze złamanym nosem.
Powrót do góry Go down
https://mrocznyzamekemerytek.forumpolish.com
Himo
Admin
Himo


Liczba postów : 250
Join date : 31/08/2012
Age : 30
Skąd : Z nienacka.

Stap moving and gimme yo mone! Empty
PisanieTemat: Re: Stap moving and gimme yo mone!   Stap moving and gimme yo mone! EmptySro Cze 28, 2017 9:12 am

Liam od wilkołaków wrócił całkiem zadowolony sam z siebie. Co prawda ze złamanymi praktycznie wszystkimi kościami w lewej ręce i piękna pizda pod okiem, ale w pełni dumny ze swoich działań.
Gorzej, ze jego emisariusz wydawał się mniej zadowolony, mimo tego, ze nikt nie obił mu buźki pomimo chęci.
Wampir wziął z kredensu swój worek i przyłożył do oka połamana ręka. Podszedł do lodówki i wrzucił worek z krwią do mikrofali.
- Na tej workowanego to zajmie mi w cholerę czasu. Ty moja piłeś. To trochę nie fair...
Powrót do góry Go down
Moyashi1
Admin
Moyashi1


Liczba postów : 254
Join date : 31/08/2012
Age : 29
Skąd : Grajdoł.

Stap moving and gimme yo mone! Empty
PisanieTemat: Re: Stap moving and gimme yo mone!   Stap moving and gimme yo mone! EmptySro Cze 28, 2017 9:53 am

Jeśli Thomas postępowałby zgodnie z logiką Liama, to prawdopodobnie byłby w tej chwili bardzo zadowolony. Na szczęście Emisariusz wyznawał zupełnie inny tryb wartości. I najwyraźniej był wściekły. Jeszcze w domu wilkolaków oświadczył Liamowi, że rozczarował go swoim zachowaniem
Przez całą drogę do domu uparcie milczał poinformował Liama, że uważa go za skończonego, niereformowalnego idiotę, ze jest głęboko rozczarowany i zawiódł się jego postawą. Najwyraźniej było mu też przykro, że wampir nie umie dotrzymać danego słowa. Kiedy jednak Liam zaczął się bronić, Thomas już nie odpowiedział. Milczał przez całą drogę, odezwał się do wampira dopiero kiedy przekroczył próg.
- Nie pij tego jeszcze. Poczekaj - Siwy wyjął z szafki sloiczek, w którym leżał jakiś nieapetycznie, gorzko pachnący proszek i posunął je Liamowi. - Jest niesmaczny, ale pomoże. Dosyp trochę. Nie dostaniesz innej krwi.
Postawił wodę na herbatę i wsypal do swojej filiżanki inna, choć równie dziwnie pachnąca mieszankę ziół.
- Chciałbym, żebyś później podpisał rezygnację z pracy, albo o przeniesienie do innego dzialu. Oczywiscie wtedy, kiedy poczujesz się lepiej. Sam wyjaśnię agentowi Defforest, że robisz to na moją prośbę.
Powrót do góry Go down
https://mrocznyzamekemerytek.forumpolish.com
Himo
Admin
Himo


Liczba postów : 250
Join date : 31/08/2012
Age : 30
Skąd : Z nienacka.

Stap moving and gimme yo mone! Empty
PisanieTemat: Re: Stap moving and gimme yo mone!   Stap moving and gimme yo mone! EmptySro Cze 28, 2017 10:16 am

Odsunął od zagojonego w pełni oka worek i jęknął poprawiając kolczyk. Sprawdził możliwość ruchu w zsiniałe ręce, druga poprawił stronę w która ustawił się jeden z policzków i zakręcił worek na dłoni. Wbił rurkę w woreczek wyciągnięty z mikrofali i pociągnął kilka łyków.
- Thomas... - zaczął wzdychając, biorąc zioła i wysypując na zdrowa rękę, trochę jak tabakę. - Masz do mnie pretensje bo co? Wykonałem swoją robotę? Tak, spuściłem wpierdol futrzakowi, ale on zamierzał spuścić wpierdol tobie.
Zlizal zioła z ręki i krzywiąc się zapił krwią. Chciał chyba kontynuować swoją wypowiedz, kiedy Thomas postanowił oświadczyć, ze go zwalnia.
Przez chwile wampira zatkało. Jak rzadko kiedy. Zaraz po tym warknął coś w tym nieboskim języku, w którym śpiewał u wilkołaków i oficjalnie pierdolnal workiem o szafkę. Zszarpał z ręki identyfikator i cisnął nim o podłogę, ostentacyjnie zgniatające go obcasem wojskowego buciora.
Wychodząc jeszcze złapał swoją kurtkę i pochylił się nad siwym.
- Chuj ci w dupę emisariuszu. - oświadczył, po czym wyszedł trzaskając drzwiami.
Nie wrócił w nocy, ani następnego dnia. Nie wrócił przez następny tydzień. Co dziwne... podczas krótkiej wizyty w Biurze Seraphin zapytał o Liama. Czyli ani nie złożył rezygnacji, ani nie przesiadywał u znajomego wampira.
Piętnaście dni. Dokładnie tyle zajęło Liamowi pojawienie się na progu emisariusza. W środku dnia, z parasolka i swoją prawa dlonia w ręce.
- Masz jakieś nici?
Powrót do góry Go down
Moyashi1
Admin
Moyashi1


Liczba postów : 254
Join date : 31/08/2012
Age : 29
Skąd : Grajdoł.

Stap moving and gimme yo mone! Empty
PisanieTemat: Re: Stap moving and gimme yo mone!   Stap moving and gimme yo mone! EmptySro Cze 28, 2017 10:46 am

Thomas spodziewał się, że Liam nie przyjmie informacji o zwolnieniu zbyt spokojnie. Spodziewał się jakiejś wybitnie fascynującej wiązanki, kilku słów o tym, że nie rozumie życia, a nawet trzaskania drzwiami i kilkudniowego focha, dlatego nie zatrzymał wampira, kiedy ten wyszedł z domu. Liam był bardziej niż zdolny do zadbania o samego siebie.
Emisariusza nie zdziwił też fakt, że Irlandczyk nie wrócil do domu wieczorem. Thomas przypuszczał, że zobaczy natrętnego współlokatora dopiero nad ranem.
Spokojnie posprzątał z kuchni cały krwawy bałagan, po raz setny przeczytał i poprawił dokumenty, które zamierzal zanieść jutro przeklętym wilkołakom...
Zaczął się niepokoić, kiedy Liam wcale nie wrócil nad ranem.
Niepokój przerodził się w zmartwienie dwa dni później, po tygodniu Thomas zaczął dwa razy dziennie dzwonić do Federalnych i oficjalnie zgłosił zaginięcie, a trzynastego dnia uznał, że chyba zaczyna odchodzić od zdrowych zmysłów.
Sam już nie wiedział, czy jest bardziej zmartwiony, wystraszony czy załamany.
Nie pamiętał, kiedy ostatnim razem czuł się tak bardzo winny, a wybujała wyobraźnia wcale mu jakoś specjalnie nie pomagała; właściwie codziennie czekał na informację, że ktoś znalazł Liama w jeszcze gorszym stanie niż tego dnia, kiedy Emisariusz znalazł go na swojej posesji.
Kiedy wreszcie wampir wrócił, Thomas poczuł się trochę tak, jakby ktoś zdjął z jego ramion kilkadziesiąt kilogramów. A potem spojrzał na rękę Irlandczyka.
- Liam! Kurwa mać! Coś ty zrobił?! - Emisariusz chwycił wampira za ramię i zdecydowanie zbyt gwałtownym ruchem wciągnął go do domu i pobiegł po apteczkę. Znalazł w niej nici, a i owszem.
- Zabiję cię. Zamorduję. Naprawię ci to łapsko, a potem zamorduję. Nie powinieneś pójść z tym do Instytutu?! Tam mają lepszych lekarzy dla nieumarłych, kurwa, Liam. Nie wierć się! W ogóle, to się zagoi? Ty nie potrzebujesz krwi? Dam ci!
Ciężko było powiedzieć, że był szczęśliwy. Bardziej wyglądał na zdenerwowanego. Ale przynajmniej chyba szczerze chciał wampirowi pomóc, jeśli te gumowe rękawiczki, nici, igły i ewidentna gotowość zostania honorowym krwiodawcą miały być jakimś znakiem. Szkoda tylko, ze trochę panikowal.
Powrót do góry Go down
https://mrocznyzamekemerytek.forumpolish.com
Himo
Admin
Himo


Liczba postów : 250
Join date : 31/08/2012
Age : 30
Skąd : Z nienacka.

Stap moving and gimme yo mone! Empty
PisanieTemat: Re: Stap moving and gimme yo mone!   Stap moving and gimme yo mone! EmptySro Cze 28, 2017 11:06 am

- Nie mogę iść do instytutu. Rozjebalem bransoletkę. - pomachał zdrowa ręka i podniósł się ze stołka, by podejść do zlewu.
Odkręcił wode i dokładnie opłukał kikut i kończynę. Dopiero po tym usiadł przy stole czekając na dalsze polecenia.
- Jak mi stopę oderwało, to się zrosła. - poprawił zacisk zrobiony z tretytki i spojrzał na Tomasa wyzdychając ciężko. - Ta, będę potrzebował. Możesz dosypać tych swoich ziolek. Zwykle działają...
Widać zakładał, ze chodzi o zapasy krwi transfuzyjnej. Już jakiś czas temu doszedł do wniosku, ze nie ma co liczyć na świeża krew od emisariusza.
Wyglądał na zmarnowanego i... wysuszonego? Prawdopodobnie od dłuższego czasu nie pił odpowiedniej ilości krwi. I znów zapodział gdzies swoje kolczyki.
Powrót do góry Go down
Moyashi1
Admin
Moyashi1


Liczba postów : 254
Join date : 31/08/2012
Age : 29
Skąd : Grajdoł.

Stap moving and gimme yo mone! Empty
PisanieTemat: Re: Stap moving and gimme yo mone!   Stap moving and gimme yo mone! EmptySro Cze 28, 2017 11:31 am

- Nie mam żadnych zapasów, nie mam gdzie dosypać ziółek! - oświadczył takim tonem, jakby to było zupełnie oczywiste. - Nie było cie dwa tygodnie, nie miałem po co jej przechowywać. Liam, nie było cię dwa tygodnie! Zniknąłeś bez słowa! Oszalałeś?!
Thomas wydobył z apteczki sloiczek z jakąś podejrzanie zieloną mazią. I ten facet się upierał, że nie ma nic wspólnego z wiedzmami i czarami...
- Masz. Powąchaj. Żeby nie bolało. Naprawdę działa. - kilka chwil później sloiczek wylądował na stole.
Siwy chyba zasługiwał na medal. Umiejętność jednoczesnego przyszywania komuś ręki (Emisariusz naprawde staral sie nie myśleć o tym jakim cudem Irlandczyk skończył w takim stanie) i jednoczesnego krzyczenia na niego była chyba czymś wyjątkowym?
- Jeszcze kilka dni i dostałbym kompletnej nerwicy.
Zamiast spać chodziłem po nocach po okolicy, bo myślałem, że znowu znajdę cię w jakichś cholernych krzakach! Zgłosiłem, że zaginąłeś! Gdzieś ty, kurwa, był?!
Powrót do góry Go down
https://mrocznyzamekemerytek.forumpolish.com
Himo
Admin
Himo


Liczba postów : 250
Join date : 31/08/2012
Age : 30
Skąd : Z nienacka.

Stap moving and gimme yo mone! Empty
PisanieTemat: Re: Stap moving and gimme yo mone!   Stap moving and gimme yo mone! EmptySro Cze 28, 2017 11:42 am

- W Vegas. Potrzebowałem się przejść. - burknął pod nosem.
Niektórzy idą przejść się do lasu, inni po mieście. Czasem wpadają na pomysł jeżdżenia samochodem dookoła.
Ten Irlandczyk postanowił przebyć całe USA wszerz, naćpać się i zagrać w kasynie.
Przez chwile ociągał się z wąchanie maści, ale ostatecznie uruchomił płuca i serce, by zacząć oddychać. Szybko można było zauważyć zmianę - z kikuta radośnie zaczęła wyciekać krew. Jednak opaska uciskowa z tretytki nie była taka dobra.
- Jesteś niewdzięczny.
Powrót do góry Go down
Moyashi1
Admin
Moyashi1


Liczba postów : 254
Join date : 31/08/2012
Age : 29
Skąd : Grajdoł.

Stap moving and gimme yo mone! Empty
PisanieTemat: Re: Stap moving and gimme yo mone!   Stap moving and gimme yo mone! EmptySro Cze 28, 2017 12:13 pm

- A ty głupi, bezczelny i pełen egoizmu! - na szczęście Thomas nie wydawał się być jakoś specjalnie przerażony tym, że nagle jego robota stała się dużo trudniejsza.
- W Vegas! Był w Vegas! Bawił się, grał, przepieprzał pieniądze, podczas gdy ja każdego wieczoru blagałem przodków, żeby był cały i zdrowy! - O. Teraz Liama najwyraźniej wcale tutaj nie było..
Z wymalowanym na twarzy powątpiewaniem, na tyle solidnie, na ile pozwalały na to warunki, Siwy przytwierdził dłoń Liama na jej właściwe miejsce. Dokladnie opatrzył rękę, odsunął apteczkę gdzieś na bok. Nie mógł zrobić wiele więcej, tutaj potrzebny był sprzęt z Instytutu.
Thomas zdjął rękawiczki i wyrzucił je do śmietnika. Opłukał ręce, wyjął z kieszeni gumkę do włosów i spiął je w wysoki koczek. Podszedł do wampira.
- Nie mam krwi transfuzyjnej, a ty w tej chwili jakiejś potrzebujesz. Zaraz potem masz wziąć mój samochód i jechać do Instytutu. Zabiję cię później.
Powrót do góry Go down
https://mrocznyzamekemerytek.forumpolish.com
Himo
Admin
Himo


Liczba postów : 250
Join date : 31/08/2012
Age : 30
Skąd : Z nienacka.

Stap moving and gimme yo mone! Empty
PisanieTemat: Re: Stap moving and gimme yo mone!   Stap moving and gimme yo mone! EmptySro Cze 28, 2017 12:22 pm

- Mówisz, jakbyś mnie spotkał wczoraj. - burknął podnosząc dłońmi nad czymś bardzo wyraźnie się skupiając. Nie wyszło, bo ze steknieciem sobie odpuścił. Jedynie zakręcił worek wokół ręki.
- Serio? Wiem jakie masz do tego podejście. Jak mam słuchać o tym jak bardzo jestem niehigieniczny, to se odpuszczę. Możesz mnie od razu zawieźć do instytutu. Niech mnie obrazu wsadza za kratki. - bardzo powoli z pomocą drugiej dłoni zgiął palce tej odszytej.
- Nie robi się ciepła...
Powrót do góry Go down
Moyashi1
Admin
Moyashi1


Liczba postów : 254
Join date : 31/08/2012
Age : 29
Skąd : Grajdoł.

Stap moving and gimme yo mone! Empty
PisanieTemat: Re: Stap moving and gimme yo mone!   Stap moving and gimme yo mone! EmptySro Cze 28, 2017 12:34 pm

- Nie, na niby - burknął. - Nie dotykaj! - trzepnął Liama w zdrową rękę. - I nie marudź. Jak sam kiedyś powiedziałeś, niczym się nie mogę od ciebie zarazić.
Wziął głęboki oddech. A potem jeszcze jeden. A później ni stąd nie zowąd zdzielil wampira w potylicę.
- To za ostatni tydzień nieprzespanych nocy. I za to, ze jesteś idiotą. Nie zachowuj się jak dziecko. Nikt nie będzie cię nigdzie zamykał! Opatrzą cie tak jak trzeba i dadzą nowy identyfikator. A teraz nie marudź, tylko pij. Bez tego się nie zagoi!
Powrót do góry Go down
https://mrocznyzamekemerytek.forumpolish.com
Himo
Admin
Himo


Liczba postów : 250
Join date : 31/08/2012
Age : 30
Skąd : Z nienacka.

Stap moving and gimme yo mone! Empty
PisanieTemat: Re: Stap moving and gimme yo mone!   Stap moving and gimme yo mone! EmptySro Cze 28, 2017 12:50 pm

- Mhm. - podniósł się i przez chwile po prostu stał naprzeciwko emisariusza.
Tyle razy sugerował "full service" z radosnym uśmieszkiem, a teraz wydawał się krępować. W końcu odchrzaknal, westchnął i postarał się tak objąć Thomasa, żeby to niczego nie sugerowało. Ludzie się osuwali. To przecież normalne, ze warto ich podtrzymac.
"Kurwa, Liam, kiedy cipe wyhodowales?"
Wampir w końcu postanowił przestać się certolić. Po prostu wbił kły w tętnice i... doszedł do wniosku, ze krew z błotno-ziołowym posmakiem wcale nie jest taka zła. Wręcz ciężko było się oderwać...
- Przepraszam... chyba trochę przesadziłem. - mruknal delikatnie sadzając Thomasa na sofie.
Powrót do góry Go down
Moyashi1
Admin
Moyashi1


Liczba postów : 254
Join date : 31/08/2012
Age : 29
Skąd : Grajdoł.

Stap moving and gimme yo mone! Empty
PisanieTemat: Re: Stap moving and gimme yo mone!   Stap moving and gimme yo mone! EmptySro Cze 28, 2017 1:11 pm

Doskonale wiedział o tym, że istnieją grupy zrzeszające ludzi, którzy uzależnili się od oddawania krwi wampirom, domyślał się więc, że cały proceder nie może być jakoś specjalnie bolesny, ale wiedzieć a rozumieć to dwie różne rzeczy. Kiedy Liam nachylił się nad jego szyją Thomas podświadomie napiął mięśnie, ale już moment później dotarło do niego, że nie taki diabeł straszny jak go malują.
W zasadzie to było mu nawet całkiem wesoło. I tylko trochę miękko w kolanach. Pewnie endorfiny.
- Wszystko jest w porządku - oświadczył, całkiem szczęśliwym tonem. - Możesz wypić trochę więcej, jeśli potrzebujesz.
Sięgnął dłonią do szyi i z zaskoczeniem odkrył, że wcale się nie wykrwawia. W zasadzie dobrze.
- Czujesz się lepiej? Jak ręka? Zaraz zamówię ci taksówkę. Przecież ty nie możesz prowadzić bez identyfikatora. Nie potrzebujesz trochę więcej krwi?
Powrót do góry Go down
https://mrocznyzamekemerytek.forumpolish.com
Himo
Admin
Himo


Liczba postów : 250
Join date : 31/08/2012
Age : 30
Skąd : Z nienacka.

Stap moving and gimme yo mone! Empty
PisanieTemat: Re: Stap moving and gimme yo mone!   Stap moving and gimme yo mone! EmptySro Cze 28, 2017 2:00 pm

Przyłożył zdrowa rękę do czoła emisariusza i westchnął lekko się uśmiechając.
- Pierwszy raz? A tak się wymadrzales. - zaśmiał się mrużąc oczy i siadając obok emisariusza.
Podniósł szyta dłoń i po chwili skupienia bardzo powoli zgiął palce i jęknął z wysiłku.
- Będę żyć. A jak wypije z ciebie wiecej, to może i ci stanie, ale potem będziesz miał problem. - zaśmiał się wyraźnie rozluźniony po posiłku. - Zostanę do zmroku. Trochę mnie opalilo. Nie będę ryzykował.
Powrót do góry Go down
Moyashi1
Admin
Moyashi1


Liczba postów : 254
Join date : 31/08/2012
Age : 29
Skąd : Grajdoł.

Stap moving and gimme yo mone! Empty
PisanieTemat: Re: Stap moving and gimme yo mone!   Stap moving and gimme yo mone! EmptySro Cze 28, 2017 2:24 pm

- Tobie stanie - odgryzł się, jakże złośliwie i błyskotliwie.
Liamowi pewnie aż w pięty poszło.
- Nie będę mieć problemu. Szybko się regeneruję. Pomedytuję trochę, wypiję ziółek i będzie okej. Wolę, żebyś ty wydobrzał. Ta ręka raczej będzie ci jeszcze potrzebna.
Pogrzebał chwilę w kieszeniach i wyjął z jednej z nich paczkę papierosów. Z rozczarowaniem stwierdził, że była pusta.
- Oczywiście, kurwa. Ledwo przyszedłeś, to fajki się kończą - nagle posłał wampirowi podirytowane spojrzenie. - Ale nie waż się nigdzie iść. Jeśli jeszcze raz znikniesz bez słowa na tyle czasu, to złamię swoje śluby i zrobię ci krzywdę. Rozumiemy się?
Powrót do góry Go down
https://mrocznyzamekemerytek.forumpolish.com
Himo
Admin
Himo


Liczba postów : 250
Join date : 31/08/2012
Age : 30
Skąd : Z nienacka.

Stap moving and gimme yo mone! Empty
PisanieTemat: Re: Stap moving and gimme yo mone!   Stap moving and gimme yo mone! EmptySro Cze 28, 2017 2:53 pm

Wydał lekko usta w nieco pogardliwym wyrazie aprobaty i pokiwał głowa. Spokojnie wysłuchał gróźb pod swoim adresem, żniwo okiwał głowa. Pomilczal sobie chwile.
- Jak jesteś martwy to sam z siebie nie staje. - oświadczył w końcu. - I miałem iść po krew do instytutu. Z twoja nie będę jadł chińszczyzny.
Wyciągnął się na kanapie tak, żeby głowę położyć na kolanach Thomasa i wyszczerzył się idiotycznie. Zwykle nie było widać kłów - chował je albo maskował w jakiś inny magiczny sposób. Teraz jednak szczerzył się całym upośledzonym zgryzem.
- oststnio mnie wyjebales z domu.
Powrót do góry Go down
Moyashi1
Admin
Moyashi1


Liczba postów : 254
Join date : 31/08/2012
Age : 29
Skąd : Grajdoł.

Stap moving and gimme yo mone! Empty
PisanieTemat: Re: Stap moving and gimme yo mone!   Stap moving and gimme yo mone! EmptySro Cze 28, 2017 3:06 pm

- Patrzcie go. Znalazł się Casanova od siedmiu boleści. Straszył "full serwisem", a teraz sam z siebie nie staje.
Bogowie. Thomas wykazywał obecność jakiegoś pokrzywionego poczucia humoru.
- Ja cię dalej mogę wyjebać z domu. Ale chcę wiedzieć gdzie cię wyjebałem. Martwiłem się, kretynie. Naprawdę się martwiłem. Następnym razem napisz chociaż głupiego maila.
Zmierzył Liama nieco powątpiewającym wzrokiem, ale nie kazał mu zabrać głowy. Cholera. Chyba się stęsknił...
- I miałeś jechać do lekarza. Przede wszystkim. Ręka lepiej? Nie, nie przestanę pytać dopóki nie będę pewien. I nie wyjebałem cię z domu! Kanałem ci złożyć rezygnację. To dwie różne rzeczy!
Powrót do góry Go down
https://mrocznyzamekemerytek.forumpolish.com
Himo
Admin
Himo


Liczba postów : 250
Join date : 31/08/2012
Age : 30
Skąd : Z nienacka.

Stap moving and gimme yo mone! Empty
PisanieTemat: Re: Stap moving and gimme yo mone!   Stap moving and gimme yo mone! EmptySro Cze 28, 2017 3:23 pm

Prawdopodobnie tym dziwacznym poczuciem humoru i absolutnie idiotycznymi zaczepkami jakoś wjechał na ambicje wampira. Liam podniósł się i zmarszczył brwi, wpatrując się w ta - jak już ustalili - ładna buźkę emisariusza.
- Od siedmiu boleści? - uniósł brew, pochylił się i tym razem bez ostrzeżenia - najpierw wbił kły w szyję emisariusza, na krótka chwile, ledwie kilka łyków. Tylko tym razem po oderwaniu się od tętnicy nie postanowił przepraszać, a od razu przyciągnąć śmiertelnika do pocałunku.
Powrót do góry Go down
Moyashi1
Admin
Moyashi1


Liczba postów : 254
Join date : 31/08/2012
Age : 29
Skąd : Grajdoł.

Stap moving and gimme yo mone! Empty
PisanieTemat: Re: Stap moving and gimme yo mone!   Stap moving and gimme yo mone! EmptySro Cze 28, 2017 3:50 pm

- Ej! - Okej. Dokładnie takiej reakcji Emisariusz nie oczekiwał.
Gryzienie znienacka nie należało do jego ulubionych czynności. Nie, że bolało, wręcz przeciwnie, kompletnie w drugą stronę, nawet Liam miał rację co do tego stawania... Ale, jakoś tak, można by uprzedzić.
Nie wypowiedział na głos ani jednej z tych rzeczy. Zrujnowałby i tak wątpliwej już jakości nastrój. Dlatego, całkiem chyba zaskoczony własną reakcją, odwzajemnił pocałunek i wplótł palce w długie włosy wampira, żeby przyciągnąć go nieco bliżej.
Dopiero po dłuższej chwili delikatnie popchnął Irlandczyka, sugerując, że ten mógłby się odsunąć. Ciągle wpółleżał na kanapie. Raczej nie mogło być specjalnie wygodnie.
- Jak już masz mi coś udowadniać, to może w wygodniejszej pozycji?
Powrót do góry Go down
https://mrocznyzamekemerytek.forumpolish.com
Himo
Admin
Himo


Liczba postów : 250
Join date : 31/08/2012
Age : 30
Skąd : Z nienacka.

Stap moving and gimme yo mone! Empty
PisanieTemat: Re: Stap moving and gimme yo mone!   Stap moving and gimme yo mone! EmptySro Cze 28, 2017 4:30 pm

Liam spodziewał się wielu rzeczy ale nie tego, ze jakimś cudem Emisariusz uzna go za godnego zaproszenia do swojego łóżka.
Zawisł nad Thomasem opierając się na zdrowej ręce i przez chwile z lekkim niedowierzaniem wpatrywał się w siwego.
- Ty tak... poważnie? - znaczy, doskonale wiedział jak podatni są śmiertelnicy po Pocałunku ale to wciąż był jego Siwy. - Znaczy, jasne, ale nie dam rady cię nieść. I... raczej nie powinienem iść pod prysznic. Nastrój ci minie...
Powrót do góry Go down
Moyashi1
Admin
Moyashi1


Liczba postów : 254
Join date : 31/08/2012
Age : 29
Skąd : Grajdoł.

Stap moving and gimme yo mone! Empty
PisanieTemat: Re: Stap moving and gimme yo mone!   Stap moving and gimme yo mone! EmptySro Cze 28, 2017 5:16 pm

- Nie. Na niby. Jestem za stary na takie rzeczy - parsknął, całkiem chyba rozbawiony obrotem sytuacji.
Westchnął tylko i lekko pokręcił głową.
- Nie trzeba mi pomagać. Sam dojdę - Thomas uśmiechnął się, trochę zbyt rozbawiony swoim własnym, głupawym dowcipem i znów lekko popchnął Liama. - A ty idź się myć.
Wampir, chyba zbyt zaskoczony rozwojem całej sytuacji, pozwolił Emisariuszowi wstać z kanapy. Trochę się zachwiał; może jednak aż taki odporny na utratę krwi nie był - ale koniec końców złapał balans.
- Casanova od siedmiu boleści.
Powrót do góry Go down
https://mrocznyzamekemerytek.forumpolish.com
Himo
Admin
Himo


Liczba postów : 250
Join date : 31/08/2012
Age : 30
Skąd : Z nienacka.

Stap moving and gimme yo mone! Empty
PisanieTemat: Re: Stap moving and gimme yo mone!   Stap moving and gimme yo mone! EmptySro Cze 28, 2017 5:36 pm

Tym razem wampir nie zareagował na obraźliwe słowa siwego. Po prostu poleciał pod prysznic jakby ktoś go postraszył słońcem.
Po zaledwie kilku minutach stał już w drzwiach sypialni Emisariusza - ciagle trochę mokry, tylko w ręczniku zawiniętym na biodrach. Tylko znów, gdzies zniknęła ta dotychczasowa pewność siebie.
Pan Ząbek najwidoczniej się stresował...
Powrót do góry Go down
Moyashi1
Admin
Moyashi1


Liczba postów : 254
Join date : 31/08/2012
Age : 29
Skąd : Grajdoł.

Stap moving and gimme yo mone! Empty
PisanieTemat: Re: Stap moving and gimme yo mone!   Stap moving and gimme yo mone! EmptySro Cze 28, 2017 6:07 pm

Thomas zdążył się dowlec do sypialni, zdążył zgubić po drodze gumkę do włosów, zdjąć koszulkę - nie krył się pod nią jakiś powalający widok, Thomas spędzał większość czasu w domu, był chudy i blady, ale, cóż, przynajmniej nie wyglądał jak ściana publicznego kibla -  i sądząc po zapachu, zdążył też w tej sypialni zapalić. Najwyraźniej znalazł papierosy w szafce nocnej. I ten człowiek krytykował system wartości Liama...
- Co, strach obleciał? - może jednak picie świeżej krwi Thomasa nie było najlepszym pomysłem. - Nie martw się. Będzie dobrze. Nie chcesz wiedzieć ile lat minęło od ostatniego razu. - z jakichś przyczyn to stwierdzenie wydało się być ogromnie zabawnym.
Powrót do góry Go down
https://mrocznyzamekemerytek.forumpolish.com
Sponsored content





Stap moving and gimme yo mone! Empty
PisanieTemat: Re: Stap moving and gimme yo mone!   Stap moving and gimme yo mone! Empty

Powrót do góry Go down
 
Stap moving and gimme yo mone!
Powrót do góry 
Strona 1 z 3Idź do strony : 1, 2, 3  Next

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Lulusz srulusz czy inny dupulusz.. :: You see diz stick?!-
Skocz do: