Noe
Noe nie był co do tego wszystkiego przekonany. To... To nie był najlepszy pomysł stulecia. Wspólne mieszkanie było wystarczająco kontrowersyjne, wyjazd na trasę był jeszcze gorszym pomysłem. To się po prostu nie mogło skończyć dobrze.
Noe z początku protestował - usiłował przemówić Johnnyemu fo rozsądku, pozniej nie pozwalał nawet zacząć tematu, ale dosyć szybko uległ.
I właśnie teraz, kiedy zwiedzał busa, postanowił przypomnieć sobie o wątpliwościach.
- Wiesz, ja ciągle mogę wysiąść. Jeszcze zdążę wrócić do domu. Zanim dziennikarze się zorientują - piwo, które chwilę później dostał oznaczało chyba, że ma się zamknąć.
Brunet potarł dłonią potylicę i po prostu poszedł za Johnnym.
- Tylko Dakota mnie zna. I chyba nie ma nic przeciw. Ale on jest nienormalny...
Liczył na chwilę spokoju, żeby móc się z tym wszystkim jakoś oswoić, ale los nie był na tyle łaskawy.
Bus zatrzymał się i chwilę później z dołu dało się usłyszeć głos podekscytowanego czymś Dakoty.
- Za późno...
Dakota
- No ej! Budda! Weź poczekaj! Szukam mojej szczęśliwej bluzy! - wczoraj twierdził, że się spakował. Nawet odmówił przejrzenia swojej walizki, a teraz nagle przypomniał sobie o starej,znoszonej bluzie, jeszcze z czasów collegeu.
Nie zamierzał wychodzić bez niej, ale kiedy gitarzysta ostentacyjnie trzasnął drzwiami i nie wrócił w chwilę później, perkusista nie wytrzymał i - jakby bojąc się, że pojadą bez niego - chwycił torbę z laptopem i poszedł za Buddą, jakimś cudem nie zapominając o zamknięciu drzwi.
- Jesteś okropny. Mogłeś pomoc mi szukać! Wiesz, że... ooo, przyjechali! - nagle zapomniał o swoim głębokim nieszczęściu. - Noe tam będzie. Ty go nie znasz. On jest z Meksyku, ale to miły gość. Chociaż stary. Poza tym... moja szczęśliwa bluza chyba została ba moim łóżku! - ledwie wsiadł do busa, prawie natychmiast pobiegł na górę. Nie zwracając uwagi ba to, że potrącił Noego i nie przywitawszy się z wokalistą niemalże wskoczył na kanapę. Uniósł jedną z poduszek.
- Mam ją! - poinformował świat tak głośno, że nawet gitarzysta musiał to usłyszeć.